poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Dlaczego mężczyźni zdradzają?

...Zrobiłem to i robię dalej z rozpaczy. Aby ją znienawidzić, zapomnieć, zemścić się, spalić mosty powrotu.
Jak ona mogła to zrobić? Tu nie chodzi o zdradę, o zwykłą zdradę. Nie chodzi o tego nieszczęśnika. Zawierzyłem jej swoje życie, oddałem się pod opiekę, zacząłem naprawiać przeszłość, kończyłem wcześniejsze związki....

... powiedziała, że przejdziemy przez to razem, że będzie ze mną do końca. I co zrobiła? Nie masz pojęcia w jaką otchłań mnie strąciła. Czasami myślę, że za to mógłbym ją zamordować....

... nigdy nikomu się nie poddałem poza nią...

... i nigdy już się dzięki niej nie poddam.

sobota, 9 sierpnia 2014

Kontakt Improwizacja - odczuwanie

O Antonio, ile to radości było we mnie, gdy zobaczyłam Cię jako moją halucynację... a ile później było podwojenia tego uczucia, gdy zdałam sobie sprawę, ze uśmiechasz się do mnie i jesteś tu naprawdę. Zespolenie ciał w jedność podczas kontaktu było magią... stworzenie jednego organizmu, głębokie wsłuchanie... mmm...

Jest mi błogo i czuję, że mogę w każdej chwili, gdy tylko zapragnę, przywołać uczucie z jamu (tańca)... te momenty gdy byłam tak głęboko w sobie, a jednak tak bardzo na zewnątrz... to nie do opisania słowami. Czuję się szczęśliwa!
Mam ochotę dziękować Ci bez końca, bo podczas jamu stałeś się jakby inspiracją, kierunkiem, punktem, który po spotkaniu dał mi coś. Coś nowego nieznanego.

Myślę, że to te momenty wczoraj, gdy byłeś jeszcze ciągle w bezruchu, a ja leżałam na twojej nodze z głową opartą o kolano, a dłonią na twojej stopie. Wtedy czułam, że jestem głęboko w tym co robię, tu i teraz.

Ja byłem wtedy skupiony na... od momentu, kiedy poczułem ten dotyk za drugim razem... na tym co się we mnie dzieje kiedy go czuję, i na tym jaka jest energia tego dotyku. Nie potrafiłem jej nazwać, ale skupiałem się na tym jaka jest i co się pojawia we mnie w środku.

To ja byłam za pierwszym razem również, ale wtedy ten dotyk twojej skóry (a konkretniej palca) wywołał we mnie taki skok radości, że miałam ochotę głośno się śmiać, bardzo. Mocna radość w ciągu sekundy... czułam, że potrzebuję zostawić ten "kontakt", muszę go ułożyć w sobie.


Tak, za pierwszym razem cały czas jeszcze wyciszałem swoje myśli... za drugim byłem już bardziej w odczuwaniu i obserwowaniu...

...z tym zapachem, zastanawiałem się kiedy tak zapamiętałem ten zapach
myślę, że był taki moment na początku, kiedy powoli przetoczyłem się po Tobie lub obok Ciebie, zanurzając twarz w Twoich włosach.


Adnotacja: każdy wnosi coś nowego do sztuki tańca jaką jest Kontakt Improwizacja. Jeśli nie przeżywałeś nigdy takich chwil, jak wyżej opisany fragment, to nie znaczy, że nie wiesz jak tańczyć Contact. Kontakt ma wiele twarzy, w końcu to improwizacja. Panują tu podstawowe zasady CI, ale finał spotkania z drugim człowiekiem i emocje jakie zostaną są nie do przewidzenia. Bądźmy więc otwarci na to co przyjdzie. Szanujmy się wzajemnie. Tymczasem!


Zamarzyłam sobie dzisiaj letni deszcz i burze...

7 lipca to dzień w którym spełniają się marzenia. W Japonii tego właśnie dnia ludzie zapisują swoje życzenia na kawałeczkach kolorowych karteczek. Następnie zawieszają je na bambusowych krzewach.
Dla kontrastu, dawni Grecy mawiali, że gdy bogowie chcą kogoś ukarać, to spełniają jego marzenia.
Co myślę o tym dniu osobiśćie? Primo, 7 lipca to imieniny miesiąca (07.07). Sekundo, siódemka jest liczbą szczęśliwą, zatem dwie siódemki oznaczają podwójną ilość szczęścia. 

A tak na poważnie... nie bierzmy tego na poważnie :)

Marzenia to temat rzeka.
Zamarzyłam sobie dzisiaj letni deszcz i burze...
Włączam radio, słucham prognozy pogody. Mówią: Słońce, słońce i jeszcze raz słońce.
Podchodzę do okna i rozsuwam roletę. Faktycznie upalnie i gorąco.
Zmierzam do pracy. Mijają godziny. Patrzę w niebo. Chmury gęsto rozpostarte mkną przed siebie. Ciemne, mięsiste, mroczne. Myślę: Życzenie się spełni, będzie padać. Czekam i czekam oddając się obowiązkom w pracy. Godzina 18:00, burzy nie było. Nie pojawiła się ani kropelka deszczu na moim parapecie. Najwidoczniej trzeba życzenia wypowiadać z uwzględnieniem istotnych szczegółów np. miejsca, gdzie dane zjawisko ma się pojawić. Włączam odbiornik telewizyjny. Mądrości sprzed chwili: burza była, ale kilkadziesiąt kilometrów ode mnie. Jednakże, ku mojej radości, zagrzmi. Nie dzisiaj. Jutro.
Spóźniona realizacja marzenia...

Każdy ma potrzeby, pragnienia, marzenia, cele.
Na pierwszym miejscu stawiamy potrzeby bez których nie moglibyśmy normalnie funkcjonować: dach nad głową, sen, pożywienie.
Dach nad głową jest naszym miejscem w świecie w którym aktualnie było nam dane się znaleźć. Daje nam suchy kąt i przynosi poczucie bezpieczeństwa. Tutaj możemy regenować siły. Sen jest kolejną potrzebą, której nasze ciało od nas wymaga. Przesypiamy średnio 1/3 swojego życia. Ważne są także pieniądze, które umożliwią zakup pożywienia i wody. Te trzy potrzeby są meritum dla naszego ciała: dom, sen, pożywienie.

Realizacja naszych pragnień to szereg działań. Pragniemy być szczęśliwi i nie cierpieć. Poznając smak miłości, która daje nam poczucie szczęścia, odkrywamy, że niesie ona za sobą również ból i cierpienie. Za wszelką cenę staramy się unikać tych negatywnych emocji. Nie lubimy ich odczuwać. Boimy się ich, gdy nadchodzą. Nie radzimy sobie z własnym smutkiem. Najczęściej nie robimy z cierpieniem nic, gdy się pojawia. Poprostu czekamy, aż sobie pójdzie, aż zniknie. To i dobrze i źle. Napisałabym więcej i pewnie niedługo to zrobię... ale teraz nie czas i nie pora na rozbudowywanie tej myśli.
Jakie jest wasze zdanie? Podzielcie się ze mną, proszę. Bądźcie moją inspiracją do głębszych refleksji :)

wtorek, 8 lipca 2014

Nie walcz tam, gdzie możesz zastosować unik

On: Skrajne emocje to życie, to siła, to energia, to młodość. Poza tym jest pustynia bylejakości.
Ja jestem jak ogień. Ogień grzeje, parzy lub pali na popiół. Trzeba wiedzieć jak blisko można stanąć.
Czasem warto zrobić krok w tył, by nie spłonąć.

Ona: Wielka tajemnica życia: nie walcz tam, gdzie możesz zastosować unik. Publiczne spotkanie to właśnie unik. Uważam, że to również strach przed zmierzeniem się z jakąś częścią siebie nad którą wiesz dobrze, że nie panujesz. Po co masz się mierzyć z czymś co można ominąć? To podejście pasuje do wielu z nas, prawda?
To podejście pasuje do niego.

piątek, 20 czerwca 2014

You Think Positive co to znaczy?

Każdego dnia musimy dokonywać wyborów. Całe życie wymaga od nas abyśmy podejmowali decyzje: to czy tamto, jedno albo drugie. Nie możemy mieć wszystkiego. W sferze zawodowej dobrze, aby kierunek wyznaczał nam umysł. W sferze emocjonalnej, uciszmy go. Niech kieruje nas serce. To co najpiękniejsze jest nieuchwytne dla umysłu.

Czujesz swój oddech? Twój organizm pracuje bez przerwy. Powietrze swobodnie przepływa przez Twoje całe ciało. Wdech... Wydech... I jeszcze raz! Poczuj swoje ciało, odetchnij głęboko i spokojnie. Niech powietrze dotrze do każdej Twojej komórki. Czujesz to? Daj sobie chwilę i pooddychaj wczuwając się w siebie. To bardzo przyjemne, prawda? A przecież to tylko oddychanie, przecież robisz to bez przerwy nie zastanawiając się nad tym.
foto freedigitalphotos.net/


Dlaczego o tym wspominam?
Żyjemy w czasach, w których, aby przetrwać trzeba pracować, dużo pracować. Szczególnie jeśli mieszkasz w większym mieście.
W pogoni za pracą, mieszkaniem odsuwamy marzenia na później. Nie zastanawiamy się nad tym, że to "później" może nie nadejść. Życie ludzkie jest bardzo kruche. Nie zapominajmy o tym, że żyjemy właśnie teraz. Dodatkowo coraz więcej czasu spędzamy przed ekranami, przed komputerami, w towarzystwie telefonu. Gdy zgubisz telefon lub zostawisz go w domu, jak się czujesz? Jak odcięty od świata? Jak "bez ręki"? Jesteśmy uzależnieni od tak wielu przedmiotów. Zdarza się nawet, że darzymy je uczuciami np. telewizor, komputer, buty czy nowy samochód. A co z uczuciami do ludzi? Ludzi często traktujemy bardzo interesownie kierując się benefitami, korzyściami, które może nam ktoś przynieść. To okropne! Ale to niestety prawda...




Bardzo bym chciała abyśmy nauczyli się połączyć umiejętność bycia 'tu i teraz' z planowaniem przyszłości, dążeniem do celu.

Tytuł mojego bloga składa się z niezwykle istotnych wyrazów:
1. YOU
2. THINK
3. POSITIVE

Dlaczego te trzy wyrazy mają dla mnie tak wysoką wartość? Postaram się to wyjaśnić omawiając każdy z nich.

1. YOU
You czyli TY. Ty jesteś najważniejszy. Nigdy o tym nie zapominaj! To właśnie TY spędzisz ze SOBĄ całe swoje życie. Ludzie wokół Ciebie będą pojawiać się i znikać. Niektórzy zostaną na dłużej, inni zajmą Ci krótką chwilę. Każdy z nich zostawi jakieś wspomnienia. Jedne będą piękne, inne wywołają łzy rozczarowania, ale wszystkie będą tylko Twoje. To Twoje wspomnienia i Twoje życie. Każdy Twój oddech świadczy o tym, że żyjesz. Samo bycie i oddychanie nie jest jednak dowodem na to, że naprawdę żyjesz. Są różne religie, przekonania, ale jedno jest pewne. Tylko raz jesteś na tej ziemi w tym właśnie ciele. Kiedy ostatnio patrzyłeś w lustro, prosto w swoje oczy? Co widzisz na ich dnie, tam głęboko? Widzisz marzyciela? Czy dostrzegasz radość w swoim spojrzeniu? Uśmiechnij się. Czy teraz czujesz się lepiej?
Pamiętaj, że jesteś tutaj właśnie teraz. Oczywiście nic nie musisz, nic na siłę, ale chyba szkoda by było 'przespać' tą niezwykłą szansę jaką Ci ofiarowano? Szansę na realizację marzeń, na doświadczanie, przeżywanie, zdobywanie mądrości, uczenie się na błędach, poznawanie ludzi, kochanie i szanowanie życia wszystkich istot czujących. Ty, właśnie Ty i nikt inny. 
Pozwól sobie na bycie szczęśliwym!

2. THINK
Think czyli myśli, myślenie. Ja to rozumiem również jako umysł, rozum, wyobraźnia, dusza. Wiem, że to szeroka interpretacja tego krótkiego słowa, ale właśnie tak czuję tą kompozycję liter. Bardzo szanuję życie, które wciąż mnie zaskakuje. Poznaję ludzi. To oni swoimi przekonaniami, zachowaniem sprawiają, że mój światopogląd się poszerza. 
Zahaczam myślami o nieznane mi przestrzenie, doznaję emocji nieodkrytych dla mnie dotąd, które schowane pod płaszczem... nagle wyłaniają się z mroku i głośnym 'hello' zapraszają mnie do zwiedzania. 
To, że "myślisz" kształtuje to kim jesteś. Myśli kształtują Twoje JA, Twój charakter. Zauważ jak zmieniały się Twoje przekonania na przestrzeni lat. Zapewne widzisz, że wciąż się rozwijasz. Jeśli pewnego dnia powiesz sobie: "wiem już wszystko, nic mnie już nie zaskoczy" to gwarantuję Ci, że nagle wydarzy się coś czego nie będziesz w stanie zrozumieć. Życie do ostatnich chwil będzie Ci dostarczać przeżyć, nowych, świeżych doznań, obrazów - tylko musisz mu na to pozwolić! Nie zamykaj się w swoich czterech ścianach. Otwórz się na NOWE NIEZNANE PRZESTRZENIE! Warto.  
Odwaga nie oznacza wyzbycia się strachu. Odwaga to coś znacznie więcej. To świadomość, że jest coś ważniejszego niż strach. Odważni nie żyją wiecznie, ale Ci ostrożni nie żyją wcale.

3. POSITIVE
Positive czyli pozytywnie. Dla mnie to pozytywne nastawienie do życia. 
Nie jestem optymistką, która w różowych okularach idzie przez życie udając, że nie ma problemów. Jestem kimś na pograniczu optymisty z realistą (choć nie lubię wrzucać siebie w jakieś ramy nazewnictwa, a właśnie to zrobiłam).
Od kiedy pamiętam patrzyłam na wszystko konstruktywnie: co by się nie wydarzyło, na pewno doprowadzi to do czegoś dobrego - tak myślałam kiedy miałam 15 lat i tak mi zostało do dzisiaj.
Moje pierwsze mocne motto powstało, gdy siedząc na dachu 10 piętrowego budynku, wpatrzona na zachód słońca, powiedziałam: Jeśli wiara czyni cuda, Trzeba wierzyć, że się uda. I odwrotnie: Trzeba wierzyć, że się uda, wówczas wiara czyni cuda.
I 'tadam'! Stało się :) Jestem szczęśliwym człowiekiem! To motto prowadziło mnie i prowadzi do dzisiaj. Dodatkowo kieruje mnie myśl: Całe życie to jedno wielkie wyzwanie, żeby przeżyć je jak Najlepiej!
Mocno trzyma mnie na ziemi coś, co podpowiada mi, że: "Kto jak nie Ty?". To pytanie działa motywująco, dodaje powera, gdy energia słabnie, gdy czuję, że zaczynam się poddawać.

Pięknego każdego Dnia dla Was Kochani! Bądźmy pozytywni :)))))



wtorek, 3 czerwca 2014

18 różnic: Polak vs. Argentyńczyk

Czas spędzony w Hiszpanii sprawił, że w głowie wykreowało się pewne porównanie. Porównanie ludzi, których znam z Polski z tymi z którymi spędzałam czas w Hiszpanii.

Polak kontra Argentyńczyk
(przeczytaj proszę ten artykuł z dużym dystansem. Zawarta tutaj opinia poparta została jedynie moimi własnymi doświadczeniami i obserwacją)

1. Powitanie
Polak na powitanie poda Ci rękę. 
Argentyńczyk na powitanie przytuli Cię, ucałuje w oba policzki. Tak samo przywita również Twoich znajomych z którymi przyszłaś (nawet jeśli widzi ich po raz pierwszy).


2. Obiad
Polak, gdy zaprasza Cię na obiad to najpewniej po deserze się pożegnacie.
Argentyńczyk, gdy zaprasza Cię na obiad to bardzo prawdopodobne, że kolację również zjecie razem.


3. Spóźnienia
Polak, gdy się spóźnisz na spotkanie, okaże swoje niezadowolenie z tego powodu.
Argentyńczyk nie będzie niezadowolony, bo to on raczej nie przyjdzie na czas.


4. Wsparcie
Polak, gdy będziesz w szpitalu, wyśle Ci kwiaty i czekoladki.
Argentyńczyk, gdy będziesz w szpitalu, przyjedzie do Ciebie i zostanie tam razem z Tobą.


5. Praca
Polak, gdy kończy pracę to czuje się zmęczony i jak twierdzi: "nic mu się nie chce".
Argentyńczyk, gdy wychodzi z pracy to chętnie spotyka się z Tobą i siedzicie tak do 6 rano.


6. Jedzenie
Polak je wtedy, gdy jest głodny
Argentyńczyk je (i pije) zawsze wtedy, gdy spotyka się z przyjaciółmi, z rodziną. (traktując "jedzenie" jako pretekst do spotkania)


7. Spotkanie
Polak, gdy do Ciebie przychodzi, puka do drzwi i czeka na Twoje głośne słowo: "proszę!"
Argentyńczyk, gdy do Ciebie przychodzi, po prostu otwiera drzwi i krzyczy od progu: Już jestem :)


8. Kanapa
Polak, gdy nie masz gdzie spać, udostępnia Ci swoją kanapę.
Argentyńczyk, gdy nie masz gdzie spać, daje Ci swoje łóżko i śpi na podłodze obok Ciebie rozmawiając z Tobą całą noc.


9. Drink
Polak, gdy zaprasza Cię na drinka, żegna Cię ok 2 w nocy.
Argentyńczyk, gdy zaprasza Cię na drinka, spędza z Tobą wieczór co najmniej do wschodu słońca.


10. Planowanie
Polak, gdy chce coś fajnego zrobić, zaczyna planować.
Argentyńczyk, gdy ma ochotę zrobić coś fajnego, po prostu to robi.


11. Wyzwanie
Polak, gdy rzuca mu się wyzwanie, doszukuje się w tym jakiś komplikacji.
Argentyńczyk, gdy rzuca mu się wyzwanie, mówi: Nie ma problemu. Zróbmy to!


12. Głośność
Polak, gdy jesteście w miejscu publicznym, prosi żebyś mówiła ciszej.
Argentyńczyk, gdy jesteście w miejscu publicznym, mówi, że Cię nie słyszy, żebyś spróbowała mówić głośniej.


13. Jak się masz?
Polak, gdy Cię widzi, pyta: Jak się masz?
Argentyńczyk, gdy Cię widzi, mówi: Jak dobrze Cię widzieć. Fantastycznie wyglądasz!


14. Lekarstwo
Polak, gdy mówisz, że jesteś chora, przynosi Ci całą apteczkę lekarstw
Argentyńczyk, gdy mówisz, że jesteś chora, przychodzi do Ciebie, gotuje Ci pyszną zupę i daje jakiś domowy, naturalny specyfik (od swojej mamy) na wyzdrowienie.


15. Zwierzenia
Polak słucha, gdy do niego mówisz, ale nikłe szanse, że choć 30% z tych opowieści zapamięta na dłużej niż 'chwilę'.
Argentyńczyk słucha i pamięta. Gdy spotkacie się za rok, opowie Ci Twoją historię z najdrobniejszymi szczegółami.


16. Impreza
Polak, gdy zaprasza Cię do siebie na domówkę, przygotuje: muzykę z głośników, wódkę, soki i jakąś przegryzkę.
Argentyńczyk, gdy zaprasza Cię do siebie na imprezę, ma przygotowaną gitarę, dużo chęci do wspólnego śpiewania, wino i dobre sałatki lub "grilla".


17. Przyjaciel
Polak będzie Twoim przyjacielem przez jakiś czas.
Argentyńczyk będzie Twoim przyjacielem na całe życie.


18. Artykuł
Polak przeczyta pobieżnie ten post lub zupełnie go zignoruje
Argentyńczyk (zakładając, że zna j.polski) przeczyta go kilka razy pokazując swoim znajomym z ogromną dumą, że jest tym kim jest.


Pięknego dnia dla Was czytelników!



wtorek, 15 kwietnia 2014

Jesteś piękna i mądra, powinnaś mieć narzeczonego i dzieci

"Jesteś piękna i mądra, powinnaś mieć narzeczonego i dzieci" - powiedziała mama do swojej córki.

Czy Wy także spotykacie się z takimi słowami rodziców? Czy dla Was również jedynym warunkiem szczęścia jest partner i dzieci? Dlaczego rodzice tak naciskają na to, aby ich dzieci miały dzieci? Czy coś się zmieniło w naszym świecie, skoro My nie czujemy tego tak jak Oni?

Każdego dnia zastanawiam się nad tym "co mogę zrobić, aby moje życie było lepsze". Staram się szukać pozytywów i pomysłów na polepszenie jakości życia. Staram się szukać 'czegoś' co sprawi, że będę czuć się niezmiennie dobrze lub bardzo dobrze. Czasem znajduję, a innym razem trafiam na ślepy zaułek z którego trudno później wyjść.
Poczucie chwilowego szczęścia dają nam różne momenty w życiu.

  Jak odróżnić szczęście od chwilowej radości?


Czasem nie sposób tego zrobić. Prawdziwe uczucie szczęścia nie zaprowadzi Cię nigdy do cierpienia. Nie doświadczysz bólu, zranienia, krzywdy, złego feelingu we własnym ciele. Jak myślicie, czy jest w tym trochę prawdy? A może to tylko słowa ludzi, którzy mają za dużo czasu na myślenie?

W każdej wypowiedzi jest trochę prawdy - z takiego założenia wychodzę słuchając opowiadań ludzi.


Była piękną blondynką zaraz po liceum. Kochała życie, kochała ludzi, chciała obdarzyć Tym uczuciem cały świat. Spotkała chłopaka, dużo starszego od siebie, który inspirował ją do doświadczania silnych emocji, robienia wielu szalonych rzeczy. Dziewczyna szybko odkryła, że jej poczucie szczęścia zaczynało się ulatniać. Odkryła, że potrafi czuć się źle, może nawet chwilami bywała w depresji. Nie miała już ochoty łapać radości, dzielić się z innymi tym co odkryła. Te silne emocje były wspaniałe, ale zaczynały ją ciągnąć w dół, gdzie było ciemno, zimno i niejednoznacznie.

Zakryła twarz w dłoniach myśląc o dziesiątkach tajemnic, które na nią spłynęły, o pięknych, ale zakazanych przeżyciach, których doświadczyła razem z nim...  i łzy same pojawiły się na jej śnieżnobiałych policzkach. 
Przecież wtedy właśnie tego chciała. Czuła to całą sobą. Teraz cierpi i już nie chce więcej.
Prawdziwe szczęście nie prowadzi do cierpienia, zatem to były tylko chwile radości. Znacie to uczucie?

wtorek, 21 stycznia 2014

Dziewczyna i trzech rozbójników

Usiądź wygodnie. Chciałabym Ci opowiedzieć historię jednego dnia. Masz ochotę posłuchać? Proponuję dobrą herbatkę z miodem i cytrynką, umili ci podróż ze mną...


Do ostatniej chwili nie wiedziałam jak to wszystko opisać. Postanowiłam, że najlepsza będzie forma opowieści. Zacznijmy więc. 
W mojej głowie kłębiły się myśli: jechać czy zostać? Też czasem nie jesteś w stanie podjąć decyzji, prawda? Rozumiesz mnie choć trochę? Wierzę, że tak. Skoro mam już Twoje zrozumienie i uwagę to napiszę więcej. Wiedziałam, że nie chcę widzieć Kamila, więc nie mówiłam mu jaka decyzja zapadła. O 12:55 31 grudnia postanowiłam, że jadę do Wrocławia. Szybko się spakowałam, 13:07 wyszłam z domu, 13:17 był pociąg. Nie zdążyłam kupić biletu, bo w automacie już tickety na TLK były zablokowane. Przed wejściem do wagonu wzięłam karteczkę od konduktora, takie pisemne potwierdzenie, że będę chciała zakupić bilet. Trochę bez sensu jak dla mnie, ale skoro dał to wzięłam. Weszłam do składu, wybrałam pusty przedział, rzuciłam plecak, siatkę i torebkę na siedzenia. Wyjęłam telefon i napisałam sms do Anety:
"Kochana, jestem w tym samym pociągu, jak złapię oddech to napiszę więcej."

W centrum dołączył do przedziału wysoki mężczyzna zajmując miejsce naprzeciwko. Rozmawialiśmy ze sobą. Powiedział, że każdego dnia dojeżdża do pracy pociągiem. Zajmuje mu to godzinę w jedną stronę. Zamieniliśmy zaledwie kilka zdań. Napisałam Anecie w którym przedziale i na którym miejscu jestem. Gdy przyszła i zobaczyła jak prowadzimy konwersację, w pierwszej chwili sądziła, że zaraz ją przedstawię 'koledze'. Czas mijał, a imię nieznajomego było ciągle niewiadomą, więc po chwili zrozumiała, że ten pan jedzie osobno.

- Tak się cieszę, że tu jestem! Byłam zmęczona tym całym planowaniem, kombinowaniem i w końcu już sama nie wiedziałam czego chcę. Przestała mnie cieszyć wizja wyjazdu, zatraciłam tą radość... aż do teraz!
Śpiewałyśmy w naszym przedziale pieśni bułgarskie i afrykańskie z małego śpiewniczka. Dołączył do nas pan konduktor, który na wstępnie wzbudził niepokój i myśli: 
- O nie! Pewnie zaraz będzie nam kazał się uciszyć!

Stało się jednak inaczej. Przemiły pan usiadł obok, uśmiechnął się i skinął głową na znak, że chciałby tu zostać, a my możemy kontynuować. Bez skrępowania wnet zabrzmiały nasze wokale z nową siłą wypełniając wagon mocnym brzmieniem!

Aneta opowiedziała mi o wyjeździe warsztatowym na którym była kilka dni temu. Odbywał się w małej wiosce. Jedli tam same otręby: na śniadanie, obiad i kolację. Robili różne zajęcia taneczno-wokalno-ruchowe, masaże ciała, masaże dźwiękiem, jogę.
Czas w pociągu zleciał szybko. Pod koniec podróży rozładował mi się telefon. Na szczęście Aneta pamiętała adres, nazwę ulicy, a ja wiedzialam jak 'tam' dotrzeć od stacji pkp. Jak już byłyśmy na miejscu, zaczepiłam dwóch chłopaków, którzy zmierzali w tym samym kierunku czy wiedzą gdzie jest może ulica Bonifacego. Niestety nie mieli pojęcia, przyjechali również na jakaś imprezę. Chcieli 'wbić się' na naszą, ale powiedziałam jasno, że nie ma takiej możliwości: "to impreza zamknięta". Mimo, że im odmówiłam, rozmowę z nimi wspominam bardzo przyjemnie. Byłam pozytywnie nastrojona, choć zmęczyła mnie ta podróż pociągiem.
Czułam jak każdy kolejny krok na 'stałym lądzie' dodaje mi sił!
Prowadziłam nas kierując się 'wspomnieniem obrazu mapy' oraz słuchając intuicji. Dotarłyśmy w kilka minut. Pod samym budynkiem była grupka ludzi, spytałyśmy więc w którym miejscu jest nasz sylwester. Nie wiedzieli. Poszłyśmy na drugie piętro do kamienicy, która była pod numerem 8. To nie było tutaj. Wyszłyśmy na dwór z nadzieją, że budynek w głębi będzie tym właściwym. Przy bramie stały trzy osoby z walizkami rozglądając się wkoło. Okazało się, że również szukają tego miejsca.

Kamienica obok, w stylu małej fabryki z rudej cegły... wciągnęła nas i zatrzymała już do rana.

Weszłyśmy po starych, trzeszczących schodach na drugie piętro. Były tam wiekowe, duże wrota. Przeszłyśmy przez nie. Ukazał się długi korytarz który prowadził do innych pomieszczeń: do kuchni, do dwóch innych sal (które były zamknięte), do łazienki, do szatni i do naszej głównej sali tańca.
Na wstępie spotkałyśmy dziewczynę o imieniu Jolanta. Była organizatorką wydarzenia. Poszłam do szatni, przebrałam się w jasno zieloną bluzeczkę na ramiączkach i czarne leginsy. Weszłam na salę. Były tam trzy osoby wieszające duże płótno wymiaru 90x60 cm na długich linkach do elementów wystających tuż pod sufitem. Próbowali stworzyć piramidę z ludzi. Na ramiona Michała (którego znałam) usiadła młoda, szczuplutka dziewczyna o czarnych włosach. Jej zadaniem było zaczepienie linek na haki. Strach nie pozwalał jej na jakikolwiek ruch ręki ani spojrzenie w górę.
Podeszłam więc i podtrzymywałam jej plecy. Poczuła się bezpieczniej, pewniej i tak oto wspólnie zaczepialiśmy płótno tworząc między sobą pierwszą więź. 
Pierwszy kontakt w naszym późniejszym tańcu był niezwykle istotny. 
Pamiętam jak siedziałam na wygodniej pufie, dużej wygodniej pufie. Mimo, że inni nie byli elegancko ubrani, postanowiłam założyć do czarnych leginsów moją chabrową sukienkę. Poszłam więc do szatni, zdjęłam bluzeczkę, założyłam sukienkę i wróciłam na pufę. Miałam również pod ręką nakolanniki, w razie jakby mnie naszło na taniec. Odpowiednia ochrona na kolana jest bardzo ważna. Następnie napiłam się wody i wzięłam głęboki oddech. Cieszyła mnie myśl, że tu jestem :) 
Pamiętam moment, gdy na sali pojawił się Filip. Siedziałam, a on wszedł do pomieszczenia.
Zatrzymał się, rozejrzał, złapał moje spojrzenie i ruszył. Szedł w moją stronę, nigdzie indziej tylko właśnie w moim kierunku. Przyklęknął na kolano, bardzo powoli pochwycił moją dłoń wciąż nie odrywając spojrzenia, przywitał się. Bardzo ciepło wspominam to powitanie. 

Pamiętam też inne spotkanie, jak na korytarzu mijałam się z Krystianem. Nie znałam tego chłopaka. Przechodziliśmy szybkim krokiem i wpadliśmy na siebie. Nastąpił okrzyk:  
- O! Aaa!  
Po czym ja weszłam do sali, a on poszedł dalej w przeciwnym kierunku. Po chwili wrócił, podszedł do mnie, złapał moją rękę, przyciągnął ją do siebie i powiedział: 
-O, to Ty!  
Zastanowiłam się chwilę. 
Tak to ja, tam na korytarzu, ta aaa!. 
Wspólny śmiech wypełnił przestrzeń.
- To Twojego męża podrywały te dwie małolaty na warsztatach w Łodzi? 
Zrobiłam duże oczy, po czym dodałam:
- Nic mi o tym nie wiadomo. Nie mam męża i nie byłam na warsztatach w Łodzi :)
Chłopak się nieco zawstydził, ale nie na długo. Przedstawił się kontynuując rozmowę. Bardzo przyjemnie.
Pamiętam jak spotkałam Alberta. Albert to niski mężczyzna 30-40 lat, ok 160 cm wzrostu, blond włosy. Zauważyłam od razu jego umięśnione ręce i plecy i...to ciepło. Biło od niego cudowne ciepło.

Wiedziałam, że muszę z nim zatańczyć, muszę go bliżej poznać, bo inaczej oszaleję.

Filip też tam był, robiliśmy razem jogę. Aneta próbowała się rozciągnąć przed tańcem, a Filip jej doradzał. Ja skomentowałam, że ona ma problem z dolnymi partiami kręgosłupa, więc nie każde ćwiczenie może wykonać. Potwierdziła skinieniem głowy moje słowa.

Później szykowali dla nas masaż dźwiękiem. Położyliśmy się na podłodze, wszyscy pod kocykami. Ja byłam obok Krystiana, blondyna o szczególnym uśmiechu. Leżałam z głową opartą na pufie.

Pamiętam jak się rozglądałam i widząc, że każdy ludzik ma kocyk zapragnęłam też się czymś przykryć. 


Bałam się jednak, że jak wstanę to ktoś mi zajmie miejsce, a już się do niego przywiązałam. Poprosiłam Krystiana żeby zajął mi tą oto cudowną przestrzeń, a ja pójdę po sweterek. On się wtedy tak fajnie wyłożył, tak jakby mówił:
Zobacz jak ja pięknie potrafię zagarnąć to miejsce, będziesz właśnie tutaj, nie martw się, wracaj szybko! 
Wróciłam, położyłam się. Przez 15 minut doświadczałam masażu...dźwiękiem z instrumentami na żywo.

Po zamknięciu oczu... byłam w dżungli. Były słonie, tygrysy, lwy i małpy, miałam wrażenie, że dotykam liści drzew, słyszę ich szelest, czuję wiatr. Jakże cudownie! Fantastyczna podróż...
Następnie wprowadzali nas w taniec ożywiając powoli nasze ciała... poczynając od ruchu samego w sobie, aż do kontaktu z partnerem. Pamiętam, że już na początku nastąpiło pierwsze, mocne spotkanie z Albertem. Już wtedy zaczęłam budować zaufanie taneczne do niego, mimo, że wyznaczałam jeszcze wyraźne granice ruchu. Jak wiecie, mieliśmy dopiero rozgrzewkę, nie chciałam wyprzedzać zaleceń organizatorów imprezy. Jednakże czułam już wtedy, że ta noc będzie wyjątkowa...

Najprzyjemniejsze chwile, gdy jeszcze blokowałam propozycje tańca Alberta... tańca o dużej ekspresji, chowając nas w małej przestrzeni, niewielkim ruchu. W pewnej chwili już nie wytrzymałam, (ale mi serce bije jak to wspominam!) zeszliśmy na bok, od teraz pozwalając sobie na więcej: podnoszenia, unoszenia, zabawa prawami fizyki, badanie możliwości tanecznych partnera, wczuwanie się w centrum ciała drugiej osoby. 
Oderwaliśmy się całkiem od tego co było na sali. Poszliśmy o krok do przodu. Gdy pewien etap rozgrzewki minął, włączyliśmy się do działań w grupie. Fantastyczne były zatrzymania, gdy ciało płynęło w intensywnym ruchu i nagle ktoś krzyknął "stop". Wtedy każdy zachowywał stan w którym jest, moment w którym się znajdował, daną pozycję. I czekał niecierpliwie, aż ktoś da impuls, ten jeden malutki impuls i wszystko ożywi się na nowo...

To było bardzo przyjemne, przydatne podczas późniejszego tańca, takie zatrzymanie energii, zastopowanie w najsilniejszym momencie.  
Miałam różne eksploracje taneczne tamtej nocy. Tańczyłam z Filipem. Budowało się między nami zaufanie. Wiedziałam jakie ma umiejętności taneczne. Wyczułam, że nie mogę liczyć na podnoszenia, bo on nie wie jak ma się ułożyć, jak zachować równowagę ciała. Wiedziałam, że nie zna podstaw, więc przy każdym podejściu próbowałam go wyczuć i ustalić granice. Gdy byłam w kuchni i podjadałam ciastka, stanął przy mnie i przepraszał, że nie sprostał moim oczekiwaniom. To było urocze!  A ja przecież niczego od niego nie wymagałam. Tylko próbowałam go poznać w tańcu :)
Była między nami dobra energia wyczuwalna w przestrzeni. 

Pamiętam jak była północ. Miałam plastikowy kubek i nalewałam sobie szampana i białe wino, tak na przemian, od wszystkich do których akurat podchodziłam by złożyć życzenia. Zajadałam się także jabłkami, które ktoś ładnie ułożył na talerzu. 

Uwaga! jabłka połączone z alkoholem zwiększają działanie procentów: warto zapamiętać!

Na sali panowała atmosfera ciepła, przyjacielska, pełna otwartości.
Była tam pewna blondynka, biła od niej niesamowita energia. Pamiętam jak do niej podeszłam i powiedziałam: 
- Kurczę, słuchaj, nie mam pojęcia jak masz na imię, ale tak uroczo wyglądasz w tej sukience i masz taką fantastyczną minę. I tak po prostu stoisz sobie. Musiałam do Ciebie podejść, by to powiedzieć i życzyć Ci wszystkiego najlepszego! - i mocno ją przytuliłam.
A ona na to ze łzami w oczach:
- Jezu, tak się cieszę, że tu jesteś! Nie ukrywam, że przed momentem chciałam zagadać do Ciebie, ale się wstydziłam i pewnie nie zdecydowałabym się tak szybko. To wspaniałe, dziękuję! I wszystkiego cudownego w Nowym Roku! - powiedziała przytulając mnie równie mocno.
To spotkanie było takie piękne, naturalne, swobodne, otwarte. 
Działania od impulsu są fantastyczne. Znacie to uczucie? Wszystko tej nocy było właśnie takie...
Tańczyłam z różnymi osobami, ale każde kolejne spotkanie na parkiecie z Albertem było niczym propozycja następnej rozmowy... Zazwyczaj jak kończy się piosenka to taniec również jest zamknięty i partnerzy odchodzą od siebie.
Tu była ciągła ochota na taniec, ochota na eksplorację, na szaleństwo, poczucie bliskości, na zabawę bez opamiętania, na dialog bez słów, konwersację, która nie ma końca...

Pamiętam jak przerwałam taniec, zmęczona usiadłam pod ścianą. Chciałam doświadczyć czegoś innego w tamtej chwili, więc czekałam na to co się wydarzy. Przyszedł do mnie Filip. Bawiliśmy się przepływem energii pomiędzy naszymi dłońmi. Za chwilę dołączył Krystian. Teraz mieliśmy większy przepływ energii, przepływ energii dla trzech dłoni. Przyszła dziewczyna, która przytuliła się do Krystiana, więc i jej dłoń wciągnęliśmy do kręgu mocy. Na sam koniec przybył Albert dotykając mojej drugiej dłoni. Elementem dodatkowym tego kręgu mocy była Aneta, a raczej jej stopa, która dotykała mojej stopy. Dzięki temu połączeniu jej stopy stały się ciepłe, a nasze ciała dostały dużej dawki energii. 
W zaledwie 10 minut dostaliśmy mega kopa energetycznego! Super sprawa! Spróbujcie! :)

Pamiętam jak grali na bębnach, dzwonkach... na środku sali tańczyli wtedy capoeirę, a mnie naszło na pieśni afrykańskie i śpiewałam, śpiewałam głośno skacząc po sali. Wszedł do sali Albert...
Podeszłam do niego, chwyciłam jego głowę obiema rękami i wykrzyczałam mu słowa pieśni. Był zachwycony takim szalonym momentem ze mną, którego się nie spodziewał.
Pamiętam jak Filip opowiadał mi, że jestem najcudowniejszym zjawiskiem jakie przydarzyło mu się w tym roku. Przywróciłam mu wiarę w ludzi. Patrzył na mnie w taki sposób jakbym była... sama nie wiem, ciężko to nazwać. Na koniec jak się ze mną żegnał, on i Krystian... miałam wrażenie, że 'obchodzą' się ze mną tak jakbym była najdelikatniejszym kwiatkiem, czymś najwspanialszym na świecie. Pięknie mnie traktowali, z takim szacunkiem, godnością, oddaniem.

Pamiętam jak po 4:00 postanowiłam chwilę odpocząć przed podróżą, która już za 2h miała nastąpić. Poszłam do szatni, gdzie był kącik z materacami i ułożyłam się wygodnie. Wzięłam telefon, podłączyłam do ładowarki, odpisałam na kilka smsów. Wtedy przyszedł do mnie Krystian i Filip. Chcieli zostać, towarzyszyć mi. Powiedziałam im, że bardzo się cieszę i dziękuję, ale chciałabym zostać sama. Uszanowali to, choć z oporem. Dwa razy przechodził obok Albert. Uśmiechnął się, spojrzał tak jak tylko on potrafi, słowem się nie odezwał i poszedł na salę. Mimo, że byłam w tamtej chwili senna, coś mnie poprowadziło za nim. Zaczęliśmy tańczyć i to był ogień. Uhhh, tak, istny ogień i szaleństwo!!! 



Pamiętam pewien moment, gdy całą przestrzeń zamknął w naszych objęciach. Byliśmy wtedy na kolanach, trzymał swoją dłoń na mojej głowie, nasze oddechy były wówczas jedyną melodią.
Zamknął nas w takiej malutkiej przestrzeni, nasze ciała rozgrzane tańcem rozpaczliwie błagały o choć najmniejszy impuls. To było cudowne doznanie!

To jest właśnie niezwykłe doznanie zmysłowości, gdy wszystko zbliża się do jakiejś zatraty. 

Tamtej nocy powstało między nami bardzo dobre uczucie.

Pamiętam wszystkie tańce z tym mężczyzną, także ten ostatni, gdy zachciało mi się acro jogi. 
On położył się na plecach z nogami do góry. Wszystko w rytm melodii, która aktualnie rozbrzmiewała w sali. Na jego stopach ułożyłam swoje ciało opierając się tylko w dwóch punktach (jego stopy opierały się na moich kościach miednicy). Oderwałam nogi od ziemi, moje ciało było teraz na jego nogach. Wyprostowałam się, a ręce rozłożyłam na bok niczym ptak. Zaczęłam powoli wyginać się w łuk do góry, zarówno nogi jak i plecy, tak jakby moja głowa pragnęła być bliżej stóp. Jednak ze względu na wiele godzin tańca byłam już na tyle zmęczona, że chciałam zrobić tą figurę szybko. Od impulsu przyciągnęłam ciało do góry, złapałam rękami za swoje kostki, przytrzymałam kilka sekund równomiernie oddychając. Chciałam zejść na ziemię, ale Albert nie wyczuł mojego zamiaru i dalej mnie utrzymywał w powietrzu. Skończyło się na tym, że gdy dotknęłam podłogi, źle stanęłam i naderwałam sobie ścięgno. Mimo, że zeszłam bardzo delikatnie. Gdy tylko zobaczył co się stało pobiegł do kuchni i wrócił z nasączoną zimną wodą chusteczką. To było jednak za mało. Poszłam do kuchni razem z nim. Nabrał zimnej wody do dużego garnka i nakazał zanurzyć stopę. Posłuchałam bez oporu. Później odprowadził mnie na stację, przytulił. Był bardzo kochany. 
Nie skończyło się na konwenansie. Na stacji byliśmy w innej przestrzeni, tak dalekiej od tego co w tańcu. Na nowo próbowaliśmy się rozeznać, jak jesteśmy daleko, a jak blisko. Pociąg nadjechał i zerwał to. Zostawił czas i drogę do kolejnego spotkania.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Jogurt naturalny bez cukru czy jogurt light

Jogurt naturalny bez cukru czy jogurt light ? Sprawdzimy czy "light" rzeczywiście będzie lekki oraz który jogurt jest bardziej 'naturalny'.

Masz ochotę coś zjeść, a godzina już późna, więc myślisz: zjem jogurt i bułkę z ciemnego pieczywa z ziarnami.
Otwierasz lodówkę i wyjmujesz dwa jogurty: jogurt naturalny bez cukru oraz jogurt light z owocami. Który wybrać? Który ma mniej kalorii, mniej tłuszczu, mniej chemii? Porównajmy!

- Kalorie: Jogurt naturalny w 100g dostarcza nam 60kcal wartości energetycznej, tak samo jak jogurt light.
No dobrze, więc dlaczego light nazywa się light?

- Tłuszcz: Jogurt naturalny w 100g posiada ok 1,7g tłuszczu, jogurt light 1,1g tłuszczu. Brawa dla jogurtu light!

- Węglowodany i białko: Jogurt naturalny - węglowodany: 5,2g, białko: 3,6g, Jogurt light:  węglowodany: 8,4g, białko: 4,0g

- Składniki: Jogurt naturalny posiada tylko dwa składniki: mleko pasteryzowane oraz odtłuszczone mleko w proszku. Jak dla mnie REWELACJA! Jogurt light z owocami posiada w składzie mleko, owoce, syrop fruktozowy, białka mleka, aspartam, acesulfam, aromat. Aspartam i acesulfam jako substancje słodzące. Cóż mam powiedzieć. Który wybierzesz?

- Jeden i drugi jogurt posiada żywe kultury bakterii, ale o tym wiemy wszyscy, prawda? :)

- Smak: lepszy smak ma jogurt light z owocami! Spróbuję je opisać. Jogurt naturalny jest gęstszy, konsystencji kremu, delikatny w smaku, mało wyrazisty, taki powiedziałabym 'neutralny' dla podniebienia. Najlepiej sprawdzi się w kuchni jako dodatek do sałatek zamiast śmietany! Jogurt light z owocami jak widzę ma około 10% owoców. Moje podniebienie rozkoszuje się kawałeczkami owoców np. ananasa. Rozkosz daje także sama konsystencja jogurtu: rzadsza niż w przypadku jogurtu naturalnego, ale to bardzo dobrze w moim odczuciu.

- Cena: Jogurt naturalny jak i jogurt light z owocami posiada cenę w przedziale 1,40-1,50 PLN za opakowanie ok 150-175g.

Pamiętaj, zawsze czytaj etykiety!!!!

Smacznego!

niedziela, 5 stycznia 2014

Czy sen można nazwać inną rzeczywistością?

Gdy tak pięknie o poranku...
On: Sny mi znów pouciekały, Córcia obudziła mnie o 7.20 mówiąc:
"coś mi się bardzo śniło, chcę trzymać sowę w rękach"
Ciekawy jestem czy teraz śnisz :)

Ona: Teraz już nie śnie 
Leżakuję sobie
Jak milo, że tak z rana piszesz 
Teksty, słowa Córci są świetne! 

Ona: Ale wtedy gdy pisałeś to jeszcze śniłam... dzisiaj nie było pięknych snów. Byłam w ogromnej fabryce, która ociekała gęstym, jasnoszarym błotem. Obok tej hali był mały, drewniany domek i tam jacyś chłopcy nagrywali swoje wygłupy. Podpatrzyłam jak jeden z nich, bardzo przystojny, robi 4 salta w tył bez zatrzymania będąc ciągle w jednym miejscu. Pozostali cieszyli się z tego, że umieją unosić nogi leżąc na plecach (ha,ha,ha!-oto moja reakcja).

Fabryka była mroczna. Chwile przed wejściem do niej mieliśmy ćwiczenie z grupą tych właśnie panów, aby po dobraniu w pary, obdarować się buziakiem "kontaktowym" w prawy policzek. Mi się trafił facet "olbrzym". Pamiętam, że leżałam na plecach na trawie, a on zniżał się do mnie z szerokim uśmiechem i brzydkimi, zniszczonymi zębami. Miał ogromną twarz i w ogóle cały był bardzo duży. Przestraszyłam się, że zaraz położy się na mnie, ale stało się inaczej. Mężczyzna ten niczym zwinna baletnica ułożył się obok i przysuwając nos do mojej szyi otarł się delikatnie wciągając powietrze. Zaczęliśmy tańczyć kontakt improwizację, gdy nagle ktoś zawołał, że coś wciągnęło Zbyszka.

Nie wiedziałam kim jest Zbyszek, ale byłam zaniepokojona samym komunikatem... a, że wszyscy spojrzeli na mnie, więc było jasne, że to ja miałam rozwiązać tą oto zagadkę. Wspięłam się więc na górę, gdzie stał wołający do nas mężczyzna. Na szczycie był szeroki otwór (na 10 metrów średnicy) cały wytetłany błotem i jakąś gęstą mazią. Spojrzałam w dół. Była tam na dnie jakaś oświetlona aleja i przechadzający się ludzie. Spojrzeli w górę, zobaczyli mnie, po czym poszli dalej znikając z pola widzenia. Wskoczyłam więc do środka żegnając się z towarzystwem.

Wędrowałam po ogromnych pomieszczeniach, gdzie po taśmach sunęło błoto przenoszone przez mechanizm jezdny szyny. W myślach spytałam: "Po co błoto? Co to jest?" Miałam na sobie duży kombinezon roboczy, jak inni, ale i tak w fabryce patrzyli na mnie podejrzanie. Nagle doszło do spięcia. Ktoś krzyknął, że to błoto jest doskonałym przewodnikiem, wszyscy zginiemy jak ta iskra przeskoczy dalej!
źródło: freedigitalphotos.net


Ludzie zaczęli zbiegać po schodach w dół...
- Czemu w dół? Kiedy trzeba iść w górę, przecież jesteśmy w podziemiach! - nie słyszeli mnie jednak.
Wędrowałam więc w górę po schodach i nagle ujrzałam piękne zamczysko... Hala w której się znalazłam była cudownie przystrojona. Stałam tak w zielonej ogrodniczce wpatrzona w otaczające mnie piękno z uśmiechem na twarzy... wtedy zadzwonił budzik, a jacyś panowie we śnie w ostatniej chwili wciągnęli mnie na Arkę Noego.
Tyle.
Witaj w moim śnie! Wierzę, że nie zanudziłam Cię :)

Ona: Mój sen spisałam ci na świeżo po przebudzeniu, więc wybacz jeśli zdania były jakieś nieskładne.
Głęboko wierze, że podobał Ci się... to intymne doświadczenie dzielić się życiem, które jest w tej krainie...
To kolejna inna rzeczywistość, kolejna intymna strefa... tak jak kontakt... choć czy sen można nazwać rzeczywistością?

On: Rzeczywiście to dość intymne, czasem nawet bardzo. Ciekawe, czy można go nazwać rzeczywistością? Mindell mówi o rzeczywistości uzgodnionej i nieuzgodnionej. Uzgodniona to taka zgodna z naszą tożsamością - zamierzona. Nieuzgodniona to byłby sen ale i śnienie które wydarza się w ciągu dnia - czyli duża cześć "dziennej rzeczywistości" tyle że tej nieświadomej, niezamierzonej.

On: Właśnie położyłem córcię na drzemkę
dziś w nocy przeturlała się ze swojego materaca na nasz chcąc się przytulić i powiedziała "kocham Cię najbardziej na świecie"  to słodkie kiedy tak przez sen mówi
kiedy się uczyła powtarzać to po nas brzmiało to "kocham Cię na świecie" 

Ona: Słodkie najbardziej na świecie...
piękne
lubię tą rzeczywistość nieświadomą zatem...