sobota, 16 maja 2015

Cierpienia ciała są uzewnętrznieniem cierpień Twojej duszy

Dobro i zło powstały w momencie, gdy człowiek oddzielił siebie od reszty świata: jestem Ja i jest świat.
Adam i Ewa byli jak małe dziecko, które jeszcze ciągle czuje się zespolone ze światem. Gdy zabieramy dziecku zabawkę, którą trzyma w rączkach, rozpaczliwie płacze, czuje jakby tracił część siebie.
Tak samo było z Adamem i Ewą. Byli oni jednością ze światem. Gdy poczuli, że ich ciało jest oddzielone od reszty wszystkiego tego co ich otacza, zaczął się rozwój świadomości i nastąpił podział wszystkiego na dwie przeciwstawne rzeczy: dobro i zło, białe i czarne.

My też to mamy w sobie, każdy z nas. Od łona po grób jesteśmy związani z innymi ludźmi. Na poziomie subtelnym zaś wszyscy jesteśmy jednością.


Warto pamiętać, że świat jest nieprzewidywalny, że ludzie są nieprzewidywalni. Że nie wiesz co wydarzy się w kolejnej sekundzie. Ta świadomość sprawia, że żyjesz, naprawdę żyjesz, w każdej z chwil. Z radością witasz kolejny cudowny dzień, który jest przewspaniałym darem. Każdy kolejny dzień jest możliwością na zwiększanie uczucia miłości w swojej duszy, w swoim sercu, w swoim ciele. Każdy kolejny dzień jest szansą na zrozumienie, że największą mądrością jest wszechświat, natura, intuicja. Że największa mądrość to Boska Logika, a nie nasza ludzka. Że najpierw należy coś poczuć, a później można próbować to zrozumieć. Że nasze życia nie należą do Nas, są darem. 

Największym wyzwaniem życia jest, aby przeżyć je jak najlepiej. Aby być szczęśliwym. Szczęście i miłość są w Tobie. Jeśli to poczujesz to zrozumiesz, że możesz obdarzyć nimi cały świat. Chcesz kochać? Zacznij od siebie. Pokochaj siebie. Pokochaj wszystko co cię otacza. Dostrzegaj we wszystkim piękno, doskonałość w niedoskonałości, radość, gdy pada deszcz. Uśmiechaj się do nieznanych Ci ludzi. Dawaj nie oczekując nic wzamian. Przestań zależeć od rzeczy, wartości, ideałów. Poczuj to właśnie teraz, właśnie dziś.

Szczęście jest proste.

Cierpienia ciała są uzewnętrznieniem cierpień Twojej duszy. Wszystko co się dzieje w Tobie i wokół Ciebie, a co Tobie nieodpowiada, dzieje się dlatego, że tego potrzebuje Twoja dusza, aby polepszyć swój stan. Nie chodzi oto, aby się na wszystko godzić. Raczej ma to na celu uświadomienie Tobie, że nie jest dobrze w środku w ciele. Że idziesz niewłaściwą drogą, że osuwa się ziemia po której stąpasz.

Wówczas masz dwa wyjścia:
  • brać na barki wszystko co przychodzi...i nie robić z tym nic, niczym ślepiec stojący nad przepaścią w nadziei, że ma przed sobą prostą drogę.
  • zacząć nad sobą pracować, aby takie odgórne cierpienia ciała nie były konieczne. Zacznij ratować swoją duszę dobrowolnie. Zacznij pracować nad sobą, nad zmianą charakteru, nad wyprostowaniem sposobu patrzenia na świat. Odzyskaj szczęście i miłość w sobie.


Uczucia, które warto pielęgnować w swojej duszy:
miłość
radość
pokora
skrucha
zrozumienie
spokój


Uczucia, które nas najwięcej uczą i koniecznie trzeba nad nimi pracować, a nie zostawiać je, aż sobie same pójdą. One wcale nie pójdą, tylko wówczas wejdą jeszcze głębiej.

Te uczucia to:
agresja
gniew
nienawiść
obraza
żal
ocenianie
pycha
chciwość
przywiązanie (rozumiane również jako zależność, uzależnienie od czegoś)




Obrażanie się
przenika najgłębiej i jest bardzo szkodliwe dla naszej duszy

Warto przypomnieć sobie momenty, w których poczuło się obrazę na kogoś, na coś lub na siebie, a następnie zmienić to uczucie przeżywając w myślach tą chwilę raz jeszcze, ale już z innym nastawieniem. Z uczuciem akceptacji, zrozumienia, miłości. Nade wszystko należy pamiętać niczym mantrę, że Boska Logika jest ponad Naszą Logiką.

___________________________________________________________________________
Przytoczę kilka przeanalizowanych przykładów obrażania się.
Osoby, które opowiadały zostają oczywiście anonimowe.

Gdy mężczyzna z którym się spotykałam nie chciał mnie na dłużej, gdy trzymał mnie na dystans, gdy sprawiał, że nic nie zależało ode mnie.
Obrażałam się na niego za to. Teraz wiem, że robił to dla mojego dobra. Mam ogromne przywiązanie do ideałów, pychę i potrzebę kontrolowania sytuacji. Ideał to również doskonały obraz rodziny. On sprawiał, że go kochałam, dał mi swoją miłość, ale nie pozwalał na wspólną codzienność. Wtedy mnie to bolało, ale nie przestawałam go kochać. Ciążyło mi to bardzo niczym kula u nogi. Nie mogłam iść do przodu. Muszę przyznać, że próbowałam zabić tą miłość. Przepraszam za to. Próbowałam. Próba okazała się pozytywna dla mnie, na przestrzeni czasu, mimo, że nie udało mi się zabić uczucia, a przecież tego wtedy chciałam. Pozytywna dlatego, że nie dość, że nie zabiłam miłości, co mnie bardzo cieszy, to sprawiłam, że zmniejszyła się moja zależność, przywiązanie do relacji, ideałów i miłości tzw. ludzkiej. (Ludzka miłość to miłość zależna od różnych rzeczy np. gdy osoba, którą kochasz, cię zrani, czujesz irytację, złość, a uczucie miłości z czasem się zmienia.) Dzięki temu okresowi w moim życiu zyskałam coś bardzo cennego. 
Nauczyłam się kochać miłością boską niezależną od wszystkiego.


Obrażałam się, kiedy nie mogłam czegoś osiągnąć, wygrać, gdy nie byłam doceniana, chwalona lub gdy nie mogłam kogoś przekonać do swojej racji. Kiedy moje "tak" nie było na wierzchu. Wtedy wpadałam w szał (w środku w sobie), czułam, że wszystko się we mnie spina i jestem zwyczajnie zła. Takie poczucie buntownika, którego miałam w sobie. To świadczyło o tym, że miałam dużą zależność od intelektu i zdolności.
Teraz w każdej podobnej sytuacji odczuwam pokorę i spokój, nawet jeśli coś idzie nie po mojej myśli. Staram się nie zakładać z góry czegoś, czego nie muszę.


Obrażałam się, kiedy mimo "wszystkich moich zalet" nie byłam w centrum uwagi. Kiedy ktoś nie dostrzegał tego jaka jestem wyjątkowa. Ponadto miałam uczucie, że nie muszę tego udowadniać, ale każdy powinien to widzieć. Zwykle finalnie pojawiało się rozdrażnienie i niezadowolenie z sytuacji.
Teraz patrzę na to inaczej. Patrzę na to, jak na lekarstwo, jak na pozytywne zachowanie ludzi, którzy próbują zmniejszyć moje poczucie własnej wartości oraz obniżyć pychę. Myśląc w taki sposób czuję się lekko, fruwam, jestem wdzięczna i rozpływam się delektując daną chwilą.


Gardziłam ludźmi, którym się nie powodzi w życiu, którzy piją, którzy są łajdakami, którzy nie widzą wielu prostych rzeczy, którzy są głupi. Brzydziłam się głupotą. Chciałam tym wszystkim ludziom pomóc, ale jednocześnie nimi gardziłam. Gardziłam ludźmi, którzy mi nie mogli zaimponować. Czy wynosiłam na piedestał tych, którzy odnieśli sukces w życiu na płaszczyźnie zawodowej? Tak. Lubiłam czuć, że dana osoba jest ubóstwiana przez setki ludzi. Lubiłam czuć tą siłę. To mnie wypełniało dumą. Lubiłam widzieć spełnionych ludzi. Później zrozumiałam jak wielu z nich jest nieszczęśliwych. Jak wielu z nich żyje na pokaz. Jak wielu z nich nie potrafi kochać. Jak wielu z nich, aby choć przez chwilę doswiadczyć namiastki miłości, popada w destrukcyjne przypadkowe relacje seksualne z przypadkowymi osobami.


I co najgorsze.
Gardziłam moją mamą, że nie pracuje, że nie realizuje swoich pasji. Że moje narodziny zamknęły jej tak wiele drzwi. Że jej planem dla mnie było zamknięcie mnie w złotej klatce i zatrzymanie przy sobie na całe życie. Nie potrafiłam jej tego wybaczyć. Nie potrafiłam odczuwać szacunku do niej tylko za to, że mnie urodziła. Nawet próbowałam zabić w sobie uczucie miłości do niej i się odciąć.
Wtedy stało się coś bardzo ważnego. Najlepsza szkoła życia to drogą męk i cierpień.
Ogromnie dużo czasu upłynęło nim zrozumiałam, że nic nie jest w stanie zmienić mojej milości do mamy. Kocham ją i nie przestanę bez względu na to kim jest, jaka jest, co robi ze swoim życiem. Bez względu na wszystkie kłótnie, które miałyśmy i które mamy. Jesteśmy połączone niewidoczną nicią i zależne od siebie. Nic tego nie zmieni. Ta świadomość zmieniła wszystko i wyprostowała naszą relację. Pojawił się szacunek i zrozumienie.


Mój tata. Sama nie wiem jaki miałam do niego stosunek. Nie odnosi się dobrze do mojej mamy. Ciągle się kłócą. Nie okazuje jej szacunku. Czasem miałam wrażenie, że nią gardzi. Wskazywał na to jego lekceważący, ochrypły ton. Teraz widzę, że całe życie jej pomagał i nadal to robi. Moja mama ma jeszcze większe niż ja przywiązanie do intelektu, zdolności i ogromny poziom pychy. Wierzy w ideały przez co ciągle czuje rozczarowanie i smutek. Pogrąża się w depresjach. Mój ojciec nie odnosi się dobrze do mojej mamy. Pokutuje za to. Traci powoli wzrok. Mógłby popracować nad sobą i zmniejszyć agresję z którą żyje. Mógłby i może to czyni. Ja mu chcę pomóc, ale jeszcze nie mogę. Najpierw muszę pomóc sobie, aby móc pomagać jemu.
Dałam mu "wędkę". Pokazałam co mógłby zmienić. Jest bardzo przywiązany do duchowości. Idzie to już trochę w fanatyzm. Nie wiem jednak czy rozumie mądrości zawarte w Biblii. Nie wiem.
___________________________________________________________________________

Jak ktoś ma w sobie dużo agresji to zwykle psuje mu się wzrok lub ma jakieś inne problemy w obrębie głowy.
Gdy ktoś się często obraża na innych, na siebie lub obraża innych to zazwyczaj cierpi żołądek, jelita.
Gdy ktoś ma w sobie nienawiść i przywiązanie do ideałów, intelektu, zwykle ma problemy ze skórą i/lub z jelitami.

Gdy ktoś jest przywiązany do pieniędzy to nie znaczy, że będzie mieć ich dużo. Zwykle tacy ludzie w ogóle nie mają pieniędzy, bo za bardzo ich pragną. Gdy do czegoś przykleja się dusza, człowiek musi 'to' stracić, aby uwolnić duszę. Jest to wyższa mądrość, która przykłada wagę do jutra, a nie do dziś.
Znam też sytuacje, gdy człowiek żyje tylko po to, aby zarabiać kasę, aby występować, aby się realizować umysłowo. I to trwa i trwa. Dlaczego ma tyle szczęścia, zapytacie?

Złota zasada: jeśli chcesz mieć wartości materialne, musisz mieć w sobie kilkukrotnie więcej wartości boskich tj. Miłości i wewnętrznej równowagi. Musisz mieć uruchomiony swobodny przepływ piękna w swojej duszy i w swoim ciele. Jeśli to masz i pogłębiasz ten stan każdego dnia, możesz mieć wszystko czego zapragniesz i nikt na tym nie ucierpi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz