7 lipca to dzień w którym spełniają
się marzenia. W Japonii tego właśnie dnia ludzie zapisują swoje
życzenia na kawałeczkach kolorowych karteczek. Następnie
zawieszają je na bambusowych krzewach.
Dla kontrastu, dawni Grecy mawiali, że
gdy bogowie chcą kogoś ukarać, to spełniają jego marzenia.
Co myślę o tym dniu osobiśćie?
Primo, 7 lipca to imieniny miesiąca (07.07). Sekundo, siódemka jest
liczbą szczęśliwą, zatem dwie siódemki oznaczają podwójną
ilość szczęścia.
A tak na poważnie... nie bierzmy tego na
poważnie :)
Marzenia to temat rzeka.
Zamarzyłam sobie dzisiaj letni deszcz
i burze...
Włączam radio, słucham prognozy
pogody. Mówią: Słońce, słońce i jeszcze raz słońce.
Podchodzę do okna i rozsuwam roletę.
Faktycznie upalnie i gorąco.
Zmierzam do pracy. Mijają godziny.
Patrzę w niebo. Chmury gęsto rozpostarte mkną przed siebie.
Ciemne, mięsiste, mroczne. Myślę: Życzenie się spełni, będzie
padać. Czekam i czekam oddając się obowiązkom w pracy. Godzina
18:00, burzy nie było. Nie pojawiła się ani kropelka deszczu na
moim parapecie. Najwidoczniej trzeba życzenia wypowiadać z
uwzględnieniem istotnych szczegółów np. miejsca, gdzie dane
zjawisko ma się pojawić. Włączam odbiornik telewizyjny. Mądrości
sprzed chwili: burza była, ale kilkadziesiąt kilometrów ode mnie.
Jednakże, ku mojej radości, zagrzmi. Nie dzisiaj. Jutro.
Spóźniona realizacja marzenia...
Każdy ma potrzeby, pragnienia,
marzenia, cele.
Na pierwszym miejscu stawiamy potrzeby
bez których nie moglibyśmy normalnie funkcjonować: dach nad głową,
sen, pożywienie.
Dach nad głową jest naszym miejscem w
świecie w którym aktualnie było nam dane się znaleźć. Daje nam
suchy kąt i przynosi poczucie bezpieczeństwa. Tutaj możemy
regenować siły. Sen jest kolejną potrzebą, której nasze ciało
od nas wymaga. Przesypiamy średnio 1/3 swojego życia. Ważne są
także pieniądze, które umożliwią zakup pożywienia i wody. Te
trzy potrzeby są meritum dla naszego ciała: dom, sen, pożywienie.
Realizacja naszych pragnień to szereg
działań. Pragniemy być szczęśliwi i nie cierpieć. Poznając
smak miłości, która daje nam poczucie szczęścia, odkrywamy, że
niesie ona za sobą również ból i cierpienie. Za wszelką cenę
staramy się unikać tych negatywnych emocji. Nie lubimy ich
odczuwać. Boimy się ich, gdy nadchodzą. Nie radzimy sobie z
własnym smutkiem. Najczęściej nie robimy z cierpieniem nic, gdy
się pojawia. Poprostu czekamy, aż sobie pójdzie, aż zniknie. To i
dobrze i źle. Napisałabym więcej i pewnie niedługo to zrobię... ale teraz nie czas i nie pora na rozbudowywanie tej myśli.
Jakie jest wasze zdanie? Podzielcie się ze mną, proszę. Bądźcie moją inspiracją do głębszych refleksji :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz