niedziela, 29 listopada 2015

Życie jest piękne, miłość zwycięży wszystko


Zawsze, kiedy spoglądam w tamto miejsce zastanawiam się czy to wszystko już było, jest czy dopiero się wydarzy. Zawsze, kiedy jestem w krainie w której władzę mam tylko ja, jestem sobą.... wszechogarniająca mnie przestrzeń własnych marzeń, własnych pragnień, nieskończenie wiele możliwości i żadnych barier.

Tym razem świat jawił się w ciemnych barwach. Małe miasto, zwykle spokojna dzielnica. Sklep mięsny na rogu. Już teraz zamknięty i nieużytkowany lokal. Ja i Tomek idziemy powoli dyskretnie wchodząc do środka... jest bardzo ciemno... nagle jakieś odgłosy zaczynają dobiegać z zewnątrz. Nim zdążyliśmy wyjrzeć TO zobaczyło nas. Duże, ogromne, wyciąga swoje łapy w naszą stronę. Robimy krok w tył, a TO próbuje ponownie zbliżyć się do nas...z dyszącym, sapiącym pyskiem zagląda w głąb pomieszczenia. Jest zbyt duże, aby dostać się do środka. Zamykamy oczy. Po chwili wszystko milknie. Nastaje cisza i znów jest spokojnie. Stworzenie uciekło. Jesteśmy tylko my i wnętrza, które chcemy poznać. Chcieliśmy poznać, bo po tej przygodzie lepiej wracać do domu. Przeczuwamy negatywne przyszłe chwile. Wychodzimy stamtąd i skręcamy w prawo. Idziemy wzdłuż węży wieżowców, jeden przyklejony do drugiego, każdy ma po 10 pięter + parter i strych. Dachy są połączone ze sobą na odległość kilkuset metrów.

Idziemy, a noc otula nas mrokiem. Nie jest zimno, ani nie jest też ciepło. Otula nas własne ciepło, a delikatny wietrzyk muska nasze twarze. Po przejściu 100 metrów widzimy jak wszystkie szyby w oknach zaczynają trzeszczeć. Wiatr się wzmaga, a wokół nie ma żywej duszy. Widać w oddali kontury dawnego placu zabaw, gdzie znajdowała się niegdyś duża zielona karuzela, czerwone drabinki "potrójne" wyginane w górę i w dół niczym gąsienica w trakcie wędrówki. Były tam też drabinki kwadratowe oraz mała podwójna huśtawka. A teraz nie ma tam nic, tylko żwirowa wyłożenie placu, trochę zieleni pod blokami, a naprzeciwko budynek szkoły, który też wygląda jakby w nim umarło życie.

Lęk przepełnia nasze serca. Spoglądamy na siebie, ale nie pozwalamy na ujawnienie wewnętrznego strachu partnerowi. Każdy nasz krok odbija się o mury wieżowców. Słychać nasze ruchy. Mamy wrażenie jakby nawet oddech był zauważalny. Mamy uczucie jakby każdy nasz ruch zbliżał nas do czegoś strasznego. Jakbyśmy mieli wpływ na wszystko co się za chwilę wydarzy. Jakby to od nas zależało całe przyszłe życie tej okolicy. Nagle, w ciągu ułamka sekundy, wszystko strzela. Trzask zamienia się w rozpaczliwy łomot. Spoglądamy na miliony okien, a one niczym uwolnione z objęć ram, tryskają w naszą stronę. Wszystkie okna naraz, wszystkie szyby, pękają w naszym kierunku wyrzucając drobniutkie kawałeczki szkła. Chylimy odruchowo głowy trzymając się za kark. Kucamy. Po ok 30 sekundach, gdy wszystko milknie, podnosimy oczy w górę i widzimy straszny widok. Tumany kurzu unoszą się nad budynkami. Okna są przeraźliwie czarne i puste, nie żywe i nie umarłe.

Nagle nad naszymi głowami przelatuje jakiś śmigłowiec niczym jastrząb szukający zwierzyny.
  • Przecież mamy rok 2009, co się dzieje​? Co to za nalot? Ataki?
  • Nie wiem, ale chyba wróciłbym do domu.

Biegniemy w kierunku domu Tomka. Po drodze spotykamy spłoszone zwierzęta z lasu. Widzimy galopującą sarenkę i małego liska szukającego kryjówki. Jest także mały dzik i coś w rodzaju łosia lub jelenia – z daleka w ciemnościach nie widać dokładnie.
Nagle potykamy się i widzę, że Tomek uderza głową o jakieś przełamane na wpół drzewo. Podnoszę go do góry. Ledwo widzi na oczy, ale idziemy dalej. Po chwili wszystko staje się jasne: chyba dawno nas tutaj nie było. Dom Tomka wygląda zupełnie inaczej niż miejsce jakie widzieliśmy tu ostatnio. Nie ma Tomka mamy, a zamiast mieszkania jest jakiś lokal w stylu karczmy dwupoziomowej. Na parterze jest lokal użytkowy, coś w rodzaju jadalni i plac do tańca, a u góry są pokoje do wynajęcia.

Idziemy do góry. Okazuje się, że wszyscy nas tutaj znają. Tomek udaje się do swojego "wcześniej już zarezerwowanego pokoju" – czego sobie oczywiście nie przypomina. Wszystko wydaje się raczej dziwne.

Wchodzę do pokoju, który wskazał mi recepcjonista: "Pokój nr 10". Mały przedpokój prowadzący do pokoju w którym stoi łóżka i szafa. Mały telewizorek w prawym rogu migocze, a na krześle siedzi mężczyzna. Ciemne włosy, dobrze zbudowany, z dłonią opartą na kieliszku czegoś mocniejszego. Powolnym ruchem obraca się w moją stronę i wita mnie uśmiechem. Nie odzywa się ani słowem i obraca się ponownie w kierunku telewizora.

Wchodzę niepewnie rzucając bluzę na łóżko i rozglądając się wkoło. Widzę duży obraz nad telewizorem. Podchodzę bliżej. Jest to piękny krajobraz. Widać dużą polanę, w oddali góry, błękitne niebo, zaś na pierwszym planie jest piękny wiejski domek i weranda. Na schodkach siedzą dwie postacie.

W tej samej chwili, nachylając się w kierunku obrazu, czuję mocny uścisk ręki na swoim ramieniu. Obracam się. Michał prosi, abym usiadła. Informuje, że ogląda bardzo interesujący film i mu zasłaniam.
  • Jak możesz tak mówić? Przyszłam do domu, o ile można to tak nazwać, nie witasz mnie normalnie tylko każesz nie zasłaniać tego durnego filmu?
  • Proszę, a nie rozkazuję, a to jest różnica.
  • Czy ty wiesz, że na zewnątrz dzieją się bardzo dziwne rzeczy?
  • Tak? Niemożliwe. Jak na razie dziwnie zachowujesz się ty. Poza tym wszystko jest normalne.
  • Obrażasz mnie.
Obracam się, zabieram bluzę z ramy łóżka i wychodzą trzaskając drzwiami. Słyszę głos dobiegający zza drzwi:
  • Tak będzie lepiej.
Wiem, że czeka nas rozmowa. Stan Michała doprowadza mnie do szału.

Czuję się nieco zagubiona, ale jakaś wewnętrzna ciekawość, nieposkromiony głód, nakazuje mi zbadać całą tą sprawę. Idę na dół, do części gastronomicznej. Po drodze zauważam mężczyznę z dzieckiem na rękach, który omija mnie szerokim łukiem. Po zejściu po schodkach spoglądam w lewą stronę. Widzę kilka kobiet stojących jedna za drugą w oczekiwaniu na coś. Wychylam się niec bardziej i ukazuje się tabliczka: WC każde wejście 2 zł.
Uśmiecham się. Teraz wszystko jest jasne. Bynajmniej to, bo cala reszta wydaje się być nieciekawa i niewyjaśniona.

Nagle słychać straszliwy wrzask dobiegający z podwórza. Spoglądam w kierunku okna. Przesuwam zasłonkę. Widzę trzy postacie patrzące w górę. Cały plac rozbłyska coraz bardziej jakby słońce uraczyło nas swoim światłem "o 2 w nocy"!!! Interesujące...
Wiatr się wzmaga. Widzę, że postacie uchylają się do tyłu. Próbują nie poddać się sile skumulowanego powietrza. Wszystko wydaje się jakby trwało wieczność, ale całe wydarzenie trwa zaledwie kilka sekund. Ogromna ognista kula spada na ziemię. Jest wielkości ogromnej, okrągłej piaskownicy (około 5 m średnicy). Uderzając o mokrą trawę rozbija się na malutkie ogniki skaczące radośnie po powierzchni. Widać ogniska, pełno malutkich ognisk rozmieszczonych po zieleni. Wszystko płonie. Ludzie z przerażeniem w oczach wstają. Prostują się idealnie, jakby byli właśnie na jakimś poważnym spotkaniu. Następnie idą dumnym, pewnym siebie krokiem w kierunku światła. Przechodzą przez płonący trawnik. Patrzę na nich z przerażeniem. Uderzam w szybę, która jakimś cudem jest cała i krzyczę:
  • Uważajcie, przecież to jest ogień, poparzycie się, uważajcie! Zawróćcie!
    Dlaczego nikt mnie nie słyszy? - pytam sama siebie.
Czuję delikatny dotyk dłoni na swoim ramieniu. Przypuszczam, że to Tomek i mówię:
  • Wiedziałeś o tym? Co tu się dzieje?
  • Nie wiedziałam, ale fajna imprezka! - słyszę skrzeczący, dziewczęcy głosik.
Obracam się, widzę ją, Natalia. Wszystko jasne. Mała dziewczynka lat 18 biegająca od stołu do stołu. Radosna, szczęśliwa czarnulka. Urocze stworzenie :)

Najgorsze są chwile, gdy napawa Cię wszechogarniająca świadomość, że nic nie wiesz i nie potrafisz tego wszystkiego wytłumaczyć racjonalnie.
  • Idę na dwór, mam tego dość.
  • Idę z Tobą. Powinniśmy porozmawiać.
  • O! Fajnie, że umilisz mi ten spacer, o ile w tych okolicznościach spacer może być miły.
  • Czyli już wiesz?
  • Ale co wiem? Nic nie wiem i nic z tego wszystkiego nie rozumiem. Kim ja jestem i gdzie ja jestem, zbawicielką świata czy jak? Co tu się dzieje? Jesteś w stanie mi to racjonalnie wytłumaczyć?
  • Nie, nie jestem do tego odpowiednią osobą. To twój świat i ty to musisz sobie sama wyjaśnić. Ja tutaj jestem dopóki ty tutaj jesteś.
  • Teraz to już żeś w ogóle zakręcił. Możesz jaśniej?
  • Jest ktoś, kto chce ci w tym wszystkim pomóc. Jest to jakaś tajemna moc, która ci sprzyja dopóki tego chcesz i do jednego celu dążysz bezustannie. Ja ci tylko przeszkadzam, bo wtedy zaczynasz myśleć sercem, a nie rozumem.
  • Do czego zmierzasz?
  • Zostałem poinformowany o wszystkim co tutaj miało miejsce i co się wydarzy. Wiem co powinienem zrobić i kiedy mam się pojawić ponownie.
  • A więc nie znikniesz na zawsze? - patrzą na niego, a łzy same płynę po mojej twarzy.
  • Musimy się oficjalnie rozstać. Nie możesz się już więcej spotykać jako para. Możemy ze sobą rozmawiać, ale nie możesz czuć, że jestem z Tobą na zawsze. Musisz wyrzucić tą myśl ze swojego serca. Musisz zrobić to dla nas wszystkich.
  • Dla kogo? Dlaczego? Co ty opowiadasz?
  • Cokolwiek ode mnie usłyszałaś musi zostać między nami, ponieważ oni są teraz wszędzie. Na pewno widziałaś co się stało z szybami w oknach, gdy szłaś przed siebie? Oni cię widzą i próbują ci to pokazać, uświadomić. Chcą cię zdenerwować lub przestraszyć żebyś nie mogła im zaszkodzić. Ale tak naprawdę wszystko zależy od ciebie. Nakazali mi, abym od ciebie odszedł i tak też zrobię. To jest najlepsze rozwiązanie, inaczej wszystko przestanie istnieć.
  • Dlaczego? - płaczę.
  • Jeśli pokażesz im, że też potrafisz, myślę, że zmienią zdanie i uratują nas zostawiając nas w spokoju.
  • Ale co ci dokładnie powiedzieli?
  • Nic. Miałem tylko sen. A gdy się obudziłem wszystko było czarne, szare, bez wyrazu. Niebo przykryte płaszczem ciemnego pyłu. Była też myśl, że to wszystko co jest i było zniknie wraz z nami.
  • Jaki sen miałeś?
  • Śniło mi się, że jesteśmy razem. Świeci słońce, siedzimy na naszej werandzie przed naszym domem. Na huśtawce bawią się dzieci. Nagle nadciąga huragan, trąba powietrzna, sam nie wiem co to było. Ogromna zamieć sprząta wszystko co napotka na swojej drodze. Przychodzi do mnie jakiś człowiek wysokości ok 2,5 m. Olbrzym. Mówi, że dopóki istnieje miłość i jeden człowiek sprzyja drugiemu, ich świat jest zamglony, ale żyje im się dostatnio. Gdy człowiek traci pojęcie uczucia pozytywnego i jeden drugiemu życzy wrogo, wtedy cały świat przestaje mieć sens i należy taką ludzkość zgładzić i stworzyć nowe, lepsze życie: ludzi idealnych. Według niego nasza miłość zakłóciła wszelką ludzkość świata, więc jestem przekonany, że jak się rozejdziemy to dadzą nam spokój i wszystkim pozostałym także.
  • Czuję, że tutaj chodzi o coś innego. Źle na to wszystko patrzysz. Wyłączyłeś serce, wyłączyłeś rozum, przemawia przez ciebie czarna siła świata. Żegnam cię. Spotkamy się jak wszystko rozwiążę.

Uciekam we własne myśli. Cała prawda o ludzkości jaką znam wypływa ze szkoły, a także z głębi mojego serca. Czuję jak człowiek, myślę jak człowiek, a zatem jestem w stanie sobie odpowiedzieć na każde pytanie, na jakie byłaby w stanie sobie odpowiedzieć istota ludzka. Dlaczego ten świat się kończy? Czy ta ciągła walka, która przepełnia ludzkość musi trwać wiecznie? Przecież tutaj, gdzie jestem, życie jest spokojne, tak już było i tak będzie. Ludzie nigdzie się nie spieszą, nie walczą o jedzenie, o wodę. Pójdę do hipermarketu zobaczyć co tam się dzieje.

Na miejscu widzę ludzi, uśmiechniętych, radosnych, świat dla nich nie istnieje. Cieszą się i uśmiechają do siebie. Nie zdają sobie sprawy co się dzieje​? Dlaczego są w takich pogodnych nastrojach? A może to jest sposób na ucieczkę od tego co ma się wydarzyć? A może chcą "siać" miłość i wzajemny szacunek, aby świat przetrwał? - w głowie głębią się setki pytań na które nie znam odpowiedzi.

Nagle słyszę okropny huk dobiegający z zewnątrz. Podchodzę do okna. Widzę człowieka zawieszonego na linie przyczepionej do helikoptera. Obok niego, w odstępach kilku sekundowych, spadają ciężkie kule, średnicy 2-3 m, niczym z żelaza. Kule uderzając o ziemię tworzą głębokie kratery.
  • Co wy robicie? - krzyczę biegnąc w kierunku maszyny. - Pójść tą linę! Oni nas wszystkich oszukali! Poświęcę się za ciebie! Uciekaj stąd! Odejdź szybko! Wiem, że możesz zeskoczyć, Michał!
Był na tyle nisko, aby móc mnie usłyszeć. Spogląda w moim kierunku. Widać przerażenie na jego twarzy, jednak nic nie mówi. Patrzy w góry i czeka na finał.

Nie wytrzymuję i krzyczę dalej:
  • Co ty wyprawiasz? Przecież im właśnie oto chodzi, aby każdego zgładzić, nie tylko mnie! Zostawcie go!!!

Biegnę w jego kierunku z wyciągniętymi rękami ku górze. Czuję światło skupione na mnie, jakaś diodę kontrolująca mój każdy ruch. Serce podchodzi mi do gardła. Czuję, że na mnie patrzą. Nie wiem kim są ani do czego zmierzają. Stoję chwilę w bezruchu. Zamykam oczy na sekundę. Otwieram. Nic nie widzę. Wszystko zniknęło. Nie ma latającej maszyny, nie ma Michała. Jest ciemność i kratery po kulach. Nic z tego nie rozumiem. Nagle widzę Natalię, podchodzi do mnie i mówi:
  • Nie możesz okazywać złości do nich, to działa odwrotnie.
Chwyta mnie za rękę i prowadzi do sklepu pokazując palcem na ludzi w kolejkach.
  • Widzisz tych wszystkich ludzi? Oni są pozytywną układanką tej gry. Robią zakupy, pomagają sobie wzajemnie, są życzliwi. - patrzy na mnie i widzi moją niepewną minę. Po chwili dodaje: - Widzisz, pewnie nie wiesz, ale wszystkie negatywne sytuacje wydarzają się zawsze wtedy, kiedy człowiek ma w sobie złe emocje, życzy komuś źle, ma "niewłaściwe" myśli. Ty właśnie tak robisz, dlatego dzisiejszej nocy doświadczasz takich przygód ściągając na nas nieszczęścia. Przyłącz się do nas i zrozum cały sens tej układanki. Jest główna osoba do której musisz dotrzeć, aby wszyscy mogli żyć dalej w spokoju. Jeśli zaczniesz myśleć o niej, sprawi to, że go przyciągniesz. Jak zamkniesz oczy uświadomisz sobie jego wygląd i cechy charakteru, poczujesz bicie jego serca. Cokolwiek pomyślisz lub sobie wyobrazisz, zobaczy też ON. Przyciągniesz go do siebie i sprawisz, że zniknie. Nie mam gotowego schematu na finał waszego spotkania. To już należy do ciebie. Wiem, że sobie poradzisz.
  • Dzięki, chyba już wiem.

Wyszłam przed budynek. Postanowiłam jeszcze raz pójść do pokoju z obrazem. Szłam bardzo powoli, ale mimo wszystko serce biło mi jak szalone. Szła i czułam dotyk czyjejś dłoni wciąż na swojej. Były to delikatne muśnięcia niczym skrzydełkami motyla. Czułam, że bicie serca, mojego serca, w rzeczywistości jest tempem uderzeń serca Michała, że to jemu się teraz coś dzieje, co sprawia, że właśnie tak czuje. Myśl, że jest tutaj ze mną dodała mi sił. A może to nie było jego serce tylko tego "kogoś" o kim mówiła Natalia?

Przyspieszyłam kroku i nie rozglądając się wkoło wbiegłam do lokalu. Postanowiłam przeanalizować wszystkie twarze. Ludzie przy stołach uśmiechnięci, jeden tylko pan smutny siedział w kącie. Zrozumiałam, że on może być także częścią tej układanki. Usiadłam obok niego.Gdy poczuł moją obecność z przerażeniem odsunął się dalej. Znowu się zbliżyłam, a on znowu odsunął się o parę centymetrów, niestety ława się skończyła i wylądował na podłodze krzycząc:
  • Niech mnie pani zostawi w spokoju.
  • Dlaczego pan ucieka? Chciałabym chwile porozmawiać. Dlaczego pan jest smutny?
  • Ha ha ha, bo ja jedyny widzę i wiem, że to wszystko to jedno wielkie nic. Ci wszyscy ludzie, mój szef. Nawet pani wygląda jak nieszczęście. Dajcie wy mi święty spokój.
  • Niech pan przestanie. Przecież to wszystko dzieje się dlatego, że pan tak czuje. Negatywne emocje to jest to co sprawia, że innym żyje się gorzej, a i pan nie jest szczęśliwym człowiekiem. Proszę przestać!
  • Jak mam przestać skoro nie jestem w stanie pogodzić się z własną żoną, syn wyjechał i poznał chłopaka, czyli sama pani wie co to oznacza, a ja jestem tutaj sam. Jedyną moją przyjaciółką jest wódka. Tylko ona sprawia, że się uśmiecham, niczego mi nie wypomina, ani nie nakazuje, rozumie mnie pani? W ogóle mnie pani nie rozumie. Nikt mnie nie rozumie.
  • Rozumiem, jest pan ojcem Emila.
Popatrzył na mnie ze zdumieniem. Spojrzał w górę, przesunął włos z czoła.
  • A kim pani jest?
Zbliżył się nieco wstając z podłogi. Uniósł świeczkę i powiedział z uśmiechem:
  • Ooo co za spotkanie.
  • Ale przecież pan nie żyje?
  • A czy to ważne?
  • Pana żona siedzi w trzeciej ławie, sama. Proszę z nią porozmawiać. Przecież pan potrafi sprawić, aby pana poczuła i zobaczyła.

Wstałam i zrobiłam parę kroków z kierunku schodów. Zatrzymałam się tuż przed pierwszym stopniem i spojrzałam za siebie. Widziałam jak człowiek, z którym przed chwilą rozmawiałam, idzie w kierunku swojej żony. Ona go zauważyła, bo zaczęła się czule uśmiechać.
  • To dobry znak. - pomyślałam.

Poszłam na górę. Teraz świat wydawał się najbardziej niewiarygodnym środowiskiem życia jakie widziałam. Weszłam do pokoju. Był pusty. Na ścianie ten sam duży obraz z krajobrazem. Podeszłam blisko i dotknęłam go dłonią. Nagle zobaczyłam jakby mgłę, zakręciło mi się w głowie (dłoń wciąż spoczywała na płótnie). Zobaczyłam siebie właśnie na tej werandzie, którą dotykam na obrazie. Przytulał mnie mój najdroższy, a niedaleko bawiły się małe dzieci. Cudownie. Poczułam to całą sobą. To byłam ja, moja przyszłość za parę late. Wspaniale...
Jeśli każdy poczuje coś podobnego będzie to sukcesem do szczęścia. Wystarczy tego doświadczyć, uświadomić sobie sens życia.

Pobiegłam na ten sam plac na którym zabrali Michała. Kręciłam się w kółko w miejscu patrząc w niebo. Poczułam, że ziemia zaczyna pulsować, jakby coś próbowało się wydostać na powierzchnię. Spojrzałam na zegarek, była 4:30, niedługo będzie świtać. Ludzie wyszli na plac. Poczułam, że jest "na mnie" skierowane jakieś światło. Rozłożyłam ręce i przypomniałam sobie obraz. W mojej głowie były tylko dobre myśli: szczęście, miłość, radość z obcowania z drugą osobą.

Krzyknęłam:
  • Ludzie, już wiem co jest celem życia nas wszystkich: radość z obcowania z drugą osobą. Pamiętajcie, że naszą miłością i przyjacielem jest ten, który nigdy nie będzie zawistny, gdy będziemy odnosić sukcesy, ten, który pomoże nam w ciężkich dniach. Krzyknijmy razem: życie jest piękne! I tak się stanie! Krzyknijmy razem, wszyscy razem:
ŻYCIE JEST PIĘKNE, MIŁOŚĆ ZWYCIĘŻY WSZYSTKO!!

Światło nadal było "na mnie". Zamknęłam na chwilę oczy, otworzyłam, już się nie bałam. Spojrzałam przed siebie. Poczułam się niezwykle silna i pewna siebie, mimo, że zobaczyłam coś strasznego: trzy ogromne samoloty leciało prosto na mnie. Spadały prosto na mnie!!!! Czułam, że za chwilę będzie mój koniec. Położyłam się na ziemi, zwinęłam się w kólkę i powtarzałam cichutko wraz z moim wszechobecnym chórem, który teraz krzyczał bardzo głośno: życie jest piękne, miłość zwycięży wszystko.

Pomyślałam: jeśli moim spełnieniem jest miłość, to proszę, aby każdy miał szansę przeżyć to i powiedzieć, że życie jest piękne.

Maszyny się rozbiły. Jedna spadła bardzo blisko mnie, poczułam muśnięcie na swojej skórze. Wstałam. Pobiegłam do tej co była najdalej: pusta, do kolejnej: także pusta, nie było pilota. Wokół było bardzo dużo dymu. Podeszłam do tej, która spadła najbliżej mnie. Wiedziałam, że tam jest ktoś kogo szukam. Zajrzałam do środka. Nic nie było widać, więc przetarłam szybę rękawem. Zobaczyłam twarz "przyklejoną" do szyby. Szarpnęłam za drzwi, choć nie było łatwo, po dłuższym wysiłku udało się je otworzyć. Wyciągnęłam człowieka ze środka. Samolot nie dymił już tak bardzo, więc uznałam, że nie wybuchnie, zatem oddaliliśmy się tylko na parę metrów.

  • Proszę otworzyć oczy i powiedzieć gdzie on jest. Wiem, że nie jesteśmy razem, bo tak jest lepiej dla wszystkich, ale chcę wiedzieć, że żyje i ma się dobrze. Jego serce jest we mnie, a moje w jego duszy. Proszę, muszę to wiedzieć.
Złapał mnie za rękę. Czułam, że w tej chwili widzi wszystkie moje myśli.
  • Widzę, że nie masz już złości w sobie. Jedynie do mnie zostało ci trochę agresji, ale to normalne. Najważniejsze, że chcesz kochać wszystkich dlatego jacy są, a Michała dlatego, że jego serce jest w tobie, a twoje zadomowiło się w jego ciele na stałe. Bądźcie zatem razem.
I ZNIKNĄŁ.

Nagle z ziemi zaczęła tryskać woda, fontanny wody. Już zrozumiałam dlaczego ziemia pulsowała, o czym mówiła Natalia, co chciał mi przekazać Michał, choć teraz widzę, że nie powiedział mi wszystkiego.

KOCHAM WAS!!! Krzyknęłam i pobiegłam na środek placu. Kusiło mnie, aby polecieć samolotem, dlatego kilkakrotnie spoglądałam w jego kierunku, ale nie potrafiłam się poruszyć. Czekałam na niego... chociaż niestety tego wieczoru się nie pojawił.
____________________________________________________________________________

Powyższa historia wydarzyła się w moim śnie, było to w nocy z 7 na 8 stycznia 2010 r. W tym śnie bardzo wyraźny był dla mnie sam proces przeżywania, przebytych zmian wewnętrznych, przechodzenia bardzo trudnej drogi od złości i poleganiu na rozumie (świadomości), aż do zrozumienia, że "nie muszę wszystkiego w pełni rozumieć", bo w duszy jest ukryta mądrość wyższa niż moje myśli... co doprowadziło mnie do rozpływającego uczucia miłości i dobroduszności. 
Sen spisany został w nietypowym warunkach, otóż przebudziłam się ok 3 w nocy i pamiętałam wszystko co śniłam, tak bardzo dokładnie. Poszłam do salonu, spisałam sen na laptopie, po czym położyłam się spać. Gdy rano obudziłam się, czułam się zmieszana. Zastanawiam się: "czy to również był sen czy to było na jawie". Poszłam zobaczyć. W laptopie był plik w notatniku. Szybko go wydrukowałam, a następnie przepuściłam kartki przez laminator, który oprawił mi je sztywną folią. Tak zabezpieczony dokument zostawiłam na stole. Po śniadaniu znów usiadłam do laptopa, ale plik zniknął. Kartki na szczęście były tam, gdzie je położyłam. Mijał czas, miesiące, lata, robiłam w życiu rożne rzeczy, ale czasem zaglądałam do tych zapisków. Za każdym razem po przeczytaniu odkrywałam coś nowego dla siebie, aż w końcu poczułam, że chciałabym się podzielić. Może komuś te słowa dadzą coś dobrego.

piątek, 25 września 2015

Profesjonalista

Chciałabym się czymś podzielić.
Wczoraj tańczyłam z pewnym chłopakiem z Rosji. Poznałam go już wcześniej na imprezie salsowej. Salsę tańczył słabo, więc jak wspomniał, że chciałby się uczyć tanga, powiedziałam tylko:

"Powodzenia i do zobaczenia kiedyś na milondze."

Po czym podałam mu adres miejsca gdzie może się uczyć i lokalizację milongi, gdzie później może tańczyć. Milonga to nazwa imprezy tangowej.

Minęły dwa tygodnie, może trochę więcej, i wczoraj się pojawił. Pomyślałam, że pewnie poziom ma podobny jak salsy. Postanowiłam poobserwować. Nie dowierzałam widząc jak tańczył z jedną z kobiet. Co zrobiłam? Pomyślałam tak:

"Potańczymy z innymi, a na koniec, taki deser, to będzie właśnie taniec z nim. "

Gdy przyszedł ten moment, chciałam złapać go wzrokiem, ale on był szybszy. Stał już obok mnie pytając: "Tańczymy?." Uśmiechnęłam się. To nie było cabaceo (czyli zaproszenie do tańca za pomocą wzroku i skinięcia głową, popularne na milongach).

Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Po chwili byliśmy w objęciu tangowym w bliskim trzymaniu tzn. moja prawa dłoń w jego lewej dłoni, moje lewa dłoń na jego plecach, jego prawa dłoń na moim plecach, górna część mojej klatki piersiowej przyklejona do jego torsu, policzek przytulony do policzka. Wygląda to podobne jak pary tańczące walca.

I cóż się działo dalej?
Od razu złapał mnie niczym "mackami od środka" tworząc niebywały connecting... a potem następowało powolne wyłączanie myślenia, części mojej świadomości oraz wzmocnienie odczuwania. Wiedział gdzie i jak dotknąć moje plecy (będąc w tangowym objęciu), aby oddech stał się wspólny lub abym przestała oddychać na moment razem z nim (w rytm dźwięków muzyki).
Oczywiście działo się to wszystko podczas tańca, nie staliśmy w miejscu :)

Byłam zszokowana, zafascynowana. Odjęło mi mowę. Czułam, że to zbyt profesjonalne.

Dziś znalazłam go na fb. Jego stanowisko pracy wyjaśniło wszystko: Remedial Yoga Therapist, Ayurvedic massage, Healing and Transformation w Ajurweda.

W sumie to nie ważne, że to profesjonalista. Fajnie było :D

Później odkryłam kolejną ciekawą rzecz. Widziałam jego twarz na zdjęciu już wcześniej, z rok temu, gdy szukałam noclegu na airbnb w internecie.

piątek, 17 lipca 2015

Miłość ze snu - Nowa Ziemia

We śnie uciekałam, gdy powiedziano mi, że dostanę odgórnie ogromnie dużo miłości. Pierwsze co pomyślałam to, że będę zmuszona kogoś kochać, spytałam:
- Dlaczego mam kogoś kochać kogo nie znam? Dlaczego mam nie mieć na to żadnego wpływu Dlaczego? 

Pamiętam, że wzięłam wtedy tą osobę, którą podejrzewałam, że będę zmuszona pokochać, i uciekaliśmy. Czułam jednak, że ucieczka "fizyczna" na nic się nie zda... 

Obudziłam się z dziwną rozpływającą się w ciele lekkością.

Miłość wypełniała mnie po brzegi, była bardzo mocno skompresowana i byłam w niej cała.


Miłość jest taka oczywista, gdy wyłączy się analizowanie i kieruje się uczuciami, sercem, duszą, intuicją.


MIŁOŚĆ - odczuwanie

Zespolenie duszy z Tobą. Uczucie spokoju. Odczucie, że teraz, gdy jesteśmy razem, wszystko jest w harmonii, w równowadze. Uczucie, że gdy jesteśmy razem to wszystko jest na swoim miejscu. Że to pewnego rodzaju melodia. Melodia naszego życia. Nasze życie jest jak wspólny sen. Przeżywamy go. Delektujemy się nim. Smakujemy go. Odkrywamy. Każdego kolejnego dnia pragniemy kochać siebie jeszcze mocniej, jeszcze bardziej, jeszcze głębiej. Uczucie, które z Tobą dzielę jest dla mnie tak nowe, tak nieznane, tak czyste i tak niezależne od niczego. Uczuciem, którym Cię darzę chciałabym móc otoczyć cały Świat. Chciałabym żeby było go na świecie więcej i więcej. 

Chciałabym żeby każdy otworzył się na taką miłość

Żeby każdy z nas choć na jedną chwilę pozwolił sobie by wyłączyć myślenie

By każdy z nas spróbował po prostu odczuwać to co jest i to co nadejdzie

Chciałabym żeby każdy z nas pozwolił sobie na gotowość bycia tu i teraz

Chciałabym, aby każdy doświadczył uczucia 

'Bycia Pijanym Miłością'


Jestem zachwycona całą paletą nowych emocji.
Wszystko jest takie piękne. Mam wrażenie jakbym całe życie czekała na ten moment, na tą część życia w której jestem teraz. Mam wrażenie, ze odkrywam wszystko na nowo. To co znałam, teraz jest inne. Ta głębia emocji, zespolenia, ta niesamowita łączność myśli, łączność dusz. Czy ja śnie?

Jeżeli to sen to obydwoje mamy ten sam sen. Co już jest samo w sobie niezwykle. 

Życzę Wszystkim, abyście również poczuli i doświadczyli nowej nieznanej palety uczuć i emocji jakie odsłania nam DZISIAJ TEN WSPANIAŁY ŚWIAT!




czwartek, 28 maja 2015

Nigdy nie wiesz co przyniesie dzień

Siedziałam wygodnie na ławce. Odprężona, rozmarzona. Czekałam na tramwaj. Tramwaje jadące w przeciwną stronę stały w korku. Niespotykana sytuacja. Zaczęłam się zastanawiać "co się stało?". Nie sądziłam, że odpowiedź przyjdzie do mnie tak szybko, tak niespodziewanie i tak 'dosłownie'.

Zobaczyłam chłopaka w wieku ok 10 lat. Wysiadł z tramwaju. Blondyn, jasna cera, podłużna twarz. Ubrany w jasne dresowe spodnie i bluzę na zamek. Szczupły. Szedł w moim kierunku i krzyczał głośno. Nie ukrywam, że przykuł moją uwagę. Szedł zdecydowanym krokiem, ale wzrok miał jakby niewidzący. Miałam wrażenie, że patrzy na wszystko i na nic jednocześnie. Z ust ciekła mu ślina. Gdy zobaczył, że ma ze mną "kontakt," zatrzymał swoje spojrzenie i od tej chwili wygłaszał to wszystko do mnie. Czułam się jak w szkole. Ja byłam nauczycielką, a dziecko stojące przede mną recytowało jakiś tekst. Chłopak podszedł bliżej, stał już zaledwie pół metra ode mnie (on stał, a ja siedziałam z wyciągniętymi nogami). Zdecydowanie przekroczył moją "strefę komfortu". Krzyczał, że mi tak napie*****, że będę w śpiączce i trafię na oiom (oddział intensywnej terapii). Powtarzał to wielokrotnie, a ja nie czułam strachu.


Przypomniałam sobie w tamtej chwili mojego przyjaciela, który po ciężkim wypadku trafił na oiom. Przypomniałam sobie również, że już z nim lepiej i idzie do przodu. Że się podnosi.


Wracając jednak do chłopaka, który tak stał nade mną i krzyczał.... Zastanawiałam się co tak naprawdę myśli i czy ktoś go kocha, bo widzę, że jest strasznie zagubiony.

Wtedy pojawiła się w myślach starsza kobieta i ten chłopiec. Może babcia się nim opiekuje? - zadałam pytanie sama do siebie.
Pomyślałam słowo: miłość. Ciągle się na niego patrzyłam. Ani na moment nie zabrałam mu mojego spojrzenia, a on także nie uciekał wzrokiem. Patrzył na mnie i krzyczał dalej, a ja się tylko patrzyłam w jego oczy. Czułam się jak na przedstawieniu teatralnym. W końcu zrobił unik nachylając się do przodu i w tył (taki ruch od impulsu trwający nie dłużej niż ułamek sekundy), aby mnie nastraszyć (lub po prostu sprawdzić czy wzbudził we mnie lęk), ale ja w ogóle na to nie zareagowałam. Dalej się po prostu w niego wgapiałam.

Obserwowałam kątem oka jego ruchy, jego ręce i nogi, żeby w razie czego być o sekundę szybsza z reakcją zwrotną. To było dziwne, nie czułam od niego agresji, mimo tych nieprzyjemnych słów.


Po chwili przestał mówić. Odczekałam moment i spytałam: czy to Ty trafiłeś na oiom? A może coś widziałeś?

Zatkało go. Dałam mu parę sekund na zastanowienie. Dodałam z czułością i spokojem w głosie: Chyba nie czujesz się dobrze, prawda?

Wtedy złagodniał. Tak jakby zmienił program w sobie na inny. Spuścił głowę i powiedział, że bardzo mnie przeprasza.

Uśmiechnęłam się mówiąc: Nic się nie stało. Zdrowia Ci życzę!

Nadjechał tramwaj. Chłopiec do niego wsiadł krzycząc do wszystkich obecnych w nim ludzi: Był wypadek, straszliwy wypadek, tu na ulicy obok! Straszny wypadek, dlatego tramwaje stoją!


2h przed tym zdarzeniem byłam na zakupach. Kupowałam wędliny. Pani, która mnie obsługiwała rozmawiała z koleżanką nt dzieci. Powiedziała, że dzieci są piękne, cudowne, ale w dzisiejszych czasach bardzo chorowite. Te chore dzieci wymagają więcej miłości.

Zgodziłam się z nią: chore dzieci potrzebują więcej miłości żeby móc wyzdrowieć.

A później... spotkałam tego chłopca.


Nigdy nie wiesz co spotka Cię danego dnia.


sobota, 16 maja 2015

Cierpienia ciała są uzewnętrznieniem cierpień Twojej duszy

Dobro i zło powstały w momencie, gdy człowiek oddzielił siebie od reszty świata: jestem Ja i jest świat.
Adam i Ewa byli jak małe dziecko, które jeszcze ciągle czuje się zespolone ze światem. Gdy zabieramy dziecku zabawkę, którą trzyma w rączkach, rozpaczliwie płacze, czuje jakby tracił część siebie.
Tak samo było z Adamem i Ewą. Byli oni jednością ze światem. Gdy poczuli, że ich ciało jest oddzielone od reszty wszystkiego tego co ich otacza, zaczął się rozwój świadomości i nastąpił podział wszystkiego na dwie przeciwstawne rzeczy: dobro i zło, białe i czarne.

My też to mamy w sobie, każdy z nas. Od łona po grób jesteśmy związani z innymi ludźmi. Na poziomie subtelnym zaś wszyscy jesteśmy jednością.


Warto pamiętać, że świat jest nieprzewidywalny, że ludzie są nieprzewidywalni. Że nie wiesz co wydarzy się w kolejnej sekundzie. Ta świadomość sprawia, że żyjesz, naprawdę żyjesz, w każdej z chwil. Z radością witasz kolejny cudowny dzień, który jest przewspaniałym darem. Każdy kolejny dzień jest możliwością na zwiększanie uczucia miłości w swojej duszy, w swoim sercu, w swoim ciele. Każdy kolejny dzień jest szansą na zrozumienie, że największą mądrością jest wszechświat, natura, intuicja. Że największa mądrość to Boska Logika, a nie nasza ludzka. Że najpierw należy coś poczuć, a później można próbować to zrozumieć. Że nasze życia nie należą do Nas, są darem. 

Największym wyzwaniem życia jest, aby przeżyć je jak najlepiej. Aby być szczęśliwym. Szczęście i miłość są w Tobie. Jeśli to poczujesz to zrozumiesz, że możesz obdarzyć nimi cały świat. Chcesz kochać? Zacznij od siebie. Pokochaj siebie. Pokochaj wszystko co cię otacza. Dostrzegaj we wszystkim piękno, doskonałość w niedoskonałości, radość, gdy pada deszcz. Uśmiechaj się do nieznanych Ci ludzi. Dawaj nie oczekując nic wzamian. Przestań zależeć od rzeczy, wartości, ideałów. Poczuj to właśnie teraz, właśnie dziś.

Szczęście jest proste.

Cierpienia ciała są uzewnętrznieniem cierpień Twojej duszy. Wszystko co się dzieje w Tobie i wokół Ciebie, a co Tobie nieodpowiada, dzieje się dlatego, że tego potrzebuje Twoja dusza, aby polepszyć swój stan. Nie chodzi oto, aby się na wszystko godzić. Raczej ma to na celu uświadomienie Tobie, że nie jest dobrze w środku w ciele. Że idziesz niewłaściwą drogą, że osuwa się ziemia po której stąpasz.

Wówczas masz dwa wyjścia:
  • brać na barki wszystko co przychodzi...i nie robić z tym nic, niczym ślepiec stojący nad przepaścią w nadziei, że ma przed sobą prostą drogę.
  • zacząć nad sobą pracować, aby takie odgórne cierpienia ciała nie były konieczne. Zacznij ratować swoją duszę dobrowolnie. Zacznij pracować nad sobą, nad zmianą charakteru, nad wyprostowaniem sposobu patrzenia na świat. Odzyskaj szczęście i miłość w sobie.


Uczucia, które warto pielęgnować w swojej duszy:
miłość
radość
pokora
skrucha
zrozumienie
spokój


Uczucia, które nas najwięcej uczą i koniecznie trzeba nad nimi pracować, a nie zostawiać je, aż sobie same pójdą. One wcale nie pójdą, tylko wówczas wejdą jeszcze głębiej.

Te uczucia to:
agresja
gniew
nienawiść
obraza
żal
ocenianie
pycha
chciwość
przywiązanie (rozumiane również jako zależność, uzależnienie od czegoś)




Obrażanie się
przenika najgłębiej i jest bardzo szkodliwe dla naszej duszy

Warto przypomnieć sobie momenty, w których poczuło się obrazę na kogoś, na coś lub na siebie, a następnie zmienić to uczucie przeżywając w myślach tą chwilę raz jeszcze, ale już z innym nastawieniem. Z uczuciem akceptacji, zrozumienia, miłości. Nade wszystko należy pamiętać niczym mantrę, że Boska Logika jest ponad Naszą Logiką.

___________________________________________________________________________
Przytoczę kilka przeanalizowanych przykładów obrażania się.
Osoby, które opowiadały zostają oczywiście anonimowe.

Gdy mężczyzna z którym się spotykałam nie chciał mnie na dłużej, gdy trzymał mnie na dystans, gdy sprawiał, że nic nie zależało ode mnie.
Obrażałam się na niego za to. Teraz wiem, że robił to dla mojego dobra. Mam ogromne przywiązanie do ideałów, pychę i potrzebę kontrolowania sytuacji. Ideał to również doskonały obraz rodziny. On sprawiał, że go kochałam, dał mi swoją miłość, ale nie pozwalał na wspólną codzienność. Wtedy mnie to bolało, ale nie przestawałam go kochać. Ciążyło mi to bardzo niczym kula u nogi. Nie mogłam iść do przodu. Muszę przyznać, że próbowałam zabić tą miłość. Przepraszam za to. Próbowałam. Próba okazała się pozytywna dla mnie, na przestrzeni czasu, mimo, że nie udało mi się zabić uczucia, a przecież tego wtedy chciałam. Pozytywna dlatego, że nie dość, że nie zabiłam miłości, co mnie bardzo cieszy, to sprawiłam, że zmniejszyła się moja zależność, przywiązanie do relacji, ideałów i miłości tzw. ludzkiej. (Ludzka miłość to miłość zależna od różnych rzeczy np. gdy osoba, którą kochasz, cię zrani, czujesz irytację, złość, a uczucie miłości z czasem się zmienia.) Dzięki temu okresowi w moim życiu zyskałam coś bardzo cennego. 
Nauczyłam się kochać miłością boską niezależną od wszystkiego.


Obrażałam się, kiedy nie mogłam czegoś osiągnąć, wygrać, gdy nie byłam doceniana, chwalona lub gdy nie mogłam kogoś przekonać do swojej racji. Kiedy moje "tak" nie było na wierzchu. Wtedy wpadałam w szał (w środku w sobie), czułam, że wszystko się we mnie spina i jestem zwyczajnie zła. Takie poczucie buntownika, którego miałam w sobie. To świadczyło o tym, że miałam dużą zależność od intelektu i zdolności.
Teraz w każdej podobnej sytuacji odczuwam pokorę i spokój, nawet jeśli coś idzie nie po mojej myśli. Staram się nie zakładać z góry czegoś, czego nie muszę.


Obrażałam się, kiedy mimo "wszystkich moich zalet" nie byłam w centrum uwagi. Kiedy ktoś nie dostrzegał tego jaka jestem wyjątkowa. Ponadto miałam uczucie, że nie muszę tego udowadniać, ale każdy powinien to widzieć. Zwykle finalnie pojawiało się rozdrażnienie i niezadowolenie z sytuacji.
Teraz patrzę na to inaczej. Patrzę na to, jak na lekarstwo, jak na pozytywne zachowanie ludzi, którzy próbują zmniejszyć moje poczucie własnej wartości oraz obniżyć pychę. Myśląc w taki sposób czuję się lekko, fruwam, jestem wdzięczna i rozpływam się delektując daną chwilą.


Gardziłam ludźmi, którym się nie powodzi w życiu, którzy piją, którzy są łajdakami, którzy nie widzą wielu prostych rzeczy, którzy są głupi. Brzydziłam się głupotą. Chciałam tym wszystkim ludziom pomóc, ale jednocześnie nimi gardziłam. Gardziłam ludźmi, którzy mi nie mogli zaimponować. Czy wynosiłam na piedestał tych, którzy odnieśli sukces w życiu na płaszczyźnie zawodowej? Tak. Lubiłam czuć, że dana osoba jest ubóstwiana przez setki ludzi. Lubiłam czuć tą siłę. To mnie wypełniało dumą. Lubiłam widzieć spełnionych ludzi. Później zrozumiałam jak wielu z nich jest nieszczęśliwych. Jak wielu z nich żyje na pokaz. Jak wielu z nich nie potrafi kochać. Jak wielu z nich, aby choć przez chwilę doswiadczyć namiastki miłości, popada w destrukcyjne przypadkowe relacje seksualne z przypadkowymi osobami.


I co najgorsze.
Gardziłam moją mamą, że nie pracuje, że nie realizuje swoich pasji. Że moje narodziny zamknęły jej tak wiele drzwi. Że jej planem dla mnie było zamknięcie mnie w złotej klatce i zatrzymanie przy sobie na całe życie. Nie potrafiłam jej tego wybaczyć. Nie potrafiłam odczuwać szacunku do niej tylko za to, że mnie urodziła. Nawet próbowałam zabić w sobie uczucie miłości do niej i się odciąć.
Wtedy stało się coś bardzo ważnego. Najlepsza szkoła życia to drogą męk i cierpień.
Ogromnie dużo czasu upłynęło nim zrozumiałam, że nic nie jest w stanie zmienić mojej milości do mamy. Kocham ją i nie przestanę bez względu na to kim jest, jaka jest, co robi ze swoim życiem. Bez względu na wszystkie kłótnie, które miałyśmy i które mamy. Jesteśmy połączone niewidoczną nicią i zależne od siebie. Nic tego nie zmieni. Ta świadomość zmieniła wszystko i wyprostowała naszą relację. Pojawił się szacunek i zrozumienie.


Mój tata. Sama nie wiem jaki miałam do niego stosunek. Nie odnosi się dobrze do mojej mamy. Ciągle się kłócą. Nie okazuje jej szacunku. Czasem miałam wrażenie, że nią gardzi. Wskazywał na to jego lekceważący, ochrypły ton. Teraz widzę, że całe życie jej pomagał i nadal to robi. Moja mama ma jeszcze większe niż ja przywiązanie do intelektu, zdolności i ogromny poziom pychy. Wierzy w ideały przez co ciągle czuje rozczarowanie i smutek. Pogrąża się w depresjach. Mój ojciec nie odnosi się dobrze do mojej mamy. Pokutuje za to. Traci powoli wzrok. Mógłby popracować nad sobą i zmniejszyć agresję z którą żyje. Mógłby i może to czyni. Ja mu chcę pomóc, ale jeszcze nie mogę. Najpierw muszę pomóc sobie, aby móc pomagać jemu.
Dałam mu "wędkę". Pokazałam co mógłby zmienić. Jest bardzo przywiązany do duchowości. Idzie to już trochę w fanatyzm. Nie wiem jednak czy rozumie mądrości zawarte w Biblii. Nie wiem.
___________________________________________________________________________

Jak ktoś ma w sobie dużo agresji to zwykle psuje mu się wzrok lub ma jakieś inne problemy w obrębie głowy.
Gdy ktoś się często obraża na innych, na siebie lub obraża innych to zazwyczaj cierpi żołądek, jelita.
Gdy ktoś ma w sobie nienawiść i przywiązanie do ideałów, intelektu, zwykle ma problemy ze skórą i/lub z jelitami.

Gdy ktoś jest przywiązany do pieniędzy to nie znaczy, że będzie mieć ich dużo. Zwykle tacy ludzie w ogóle nie mają pieniędzy, bo za bardzo ich pragną. Gdy do czegoś przykleja się dusza, człowiek musi 'to' stracić, aby uwolnić duszę. Jest to wyższa mądrość, która przykłada wagę do jutra, a nie do dziś.
Znam też sytuacje, gdy człowiek żyje tylko po to, aby zarabiać kasę, aby występować, aby się realizować umysłowo. I to trwa i trwa. Dlaczego ma tyle szczęścia, zapytacie?

Złota zasada: jeśli chcesz mieć wartości materialne, musisz mieć w sobie kilkukrotnie więcej wartości boskich tj. Miłości i wewnętrznej równowagi. Musisz mieć uruchomiony swobodny przepływ piękna w swojej duszy i w swoim ciele. Jeśli to masz i pogłębiasz ten stan każdego dnia, możesz mieć wszystko czego zapragniesz i nikt na tym nie ucierpi.



czwartek, 30 kwietnia 2015

Nadia miała pytona. Dużego pytona.

Nadia miała pytona. Dużego pytona. Trzymała go na działce. Był opleciony wokół drzewa. Miał z 6 m długości. Na tej działce była drewniana altanka. Nadia przychodziła każdego dnia by doglądać swojego ulubieńca. Wspominała mi jak był mały i dbała o niego. Nie sądziła, że osiągnie aż takie rozmiary.

Powiedziała: Każdy powinien mieć swojego węża. Ja mam i jestem z tego dumna.

Nie rozumiałam dlaczego ten wąż jej nie zadusi, nie ukąsi. Mogła go głaskać, a on wykazywał tyle uległości i spokoju. Widziałam po jego minie, że robi to dużym kosztem, że chciałby inaczej.

Dlaczego się tak męczy?

Nie znałam języka wężów, ale odnalazłam sposób by dowiedzieć się co myśli i dlaczego tak postępuje. Zaśmiał się. Dla niego to było oczywiste. To najlepsza decyzja w jego życiu. Gdyby zrezygnował z tego co ma, pożarł ja, to niby nic takiego by się nie stało, ale musiałby żyć jak inne węże. Polować, przemierzać kilometry. Każdy dzień byłby niepewny. Męczyłby się i trudził, a czasem nic by z tego nie było i polować musiałby na nowo. A tu może cały dzień być opleciony wokół głównego konara drzewa. Gapi się z wierzchołka korony na świat, grzeje na słońcu, pieści skórę w deszczu, gładzi go wiatr, buja się na wietrze. Czego chcieć więcej? Musi tylko powstrzymać się od zjedzenia istoty ludzkiej, tej jednej, która go karmi. Poza tym, gdy nikt nie patrzy, zjada co popadnie, straszy ludzi, pilnuje terenu. Nikt nie odważy się do niego zbliżyć. A ta durna istota zwana Nadia, będzie myśleć, że ma władzę nad wężami. Głupia.

Ja też zapragnęłam mieć węża. No i miałam, malutkiego, niespełna metrowego węża. Nieposłusznego. Ciągle próbował mnie ukąsić i zranić. Nie na śmierć, ale jednak. Nadia
zaproponowała pomoc.

Krzyknęła: Rzuć mi go pod nogi!

Rzuciłam. Spojrzała na niego i zaczęła opowiadać jak należy postępować z wężami. Patrzyłam i słuchałam. Nie podziałało. Ukąsił ją, a jej pupil tylko się gapił nie mogąc się poruszyć z przejedzenia, przyklejony do drzewa tak trwał. Maluch gdzieś czmychnął, i tak już go nie chciałam, bo mnie ranił i nie chciał być mój. Duży pyton miał plan by mnie dopaść. Nie miał już postanowienia, jego karmicielka nie jest już ważna, nie dostanie już żarcia, może więc robić wszystko to, co będzie chciał. Wił się nocami po ogródkach działkowych siejąc postrach w ludziach i w zwierzętach. We mnie też, ogromny. Na szczęście miał słaby wzrok. Gdy poruszał się do przodu nie widział niczego za sobą ani z boku. To dawało mi możliwość ukrycia się i przetrwania. To był czas, gdy nad światem zaczynała unosić się gęsta, szara, ciężka mgła. Nie była zimna ani ciepła. Niosła niepokój, wzbudzała strach, rozniecała agresję. Ludzie się bali, ja również.

...byłam na ostatnim piętrze jakiegoś bardzo wysokiego budynku ze szkła. Była też moja siostra która jak się okazało, dostała pracę w małej pracowni malarskiej. Była smutna i znudzona siedząc tam i patrząc przez witrynę na ludzi. Ubrana w ciasny golf, bardzo niemodny, i jakieś szare płócienne spodnie.

Dumnie spojrzała na mnie jakby mówiąc: Zobacz na mnie, pracuję, mam pracę, bądź ze mnie dumna!

Czułam, że jest nieszczęśliwa.
...szłam z właścicielka sklepu z odzieżą do drugiego punktu, w poszukiwaniu bluzki i szala. Chyba jedwab z szyfonem.

To co wyżej to był sen. A może inspiracja na film. Nie pamiętam.


poniedziałek, 16 lutego 2015

Jeśli muzyka jest pokarmem miłości, nie przestawaj grać

Jeśli życie jest miłością, żyj. Jeśli muzyka jest pokarmem miłości, nie przestawaj grać. Muzyka potrafi sprawić, że banalne widoki nabierają głębokich znaczeń. Muzyka najlepiej przemawia do naszych uczuć, emocji i wpływa na nie z większą intensywnością niż najbardziej wyszukane słowa. Zgadzasz się ze mną?


Chciałabym się z Tobą czymś podzielić... wiem, że możesz tego nie zrozumieć, ale czuję się tak, jakbym wczoraj była w raju. Raj mienił się różnymi kolorami. Małe płomyki zostawiały jedynie delikatną poświatę, pozwalając tajemnicy skryć się w ciemności. Stałeś tam i trzymałeś moje skrzypce. Czułam zachwyt i dumę. Mam wrażenie, że są Ci wdzięczne, gdy na nich grasz. Zresztą, później mi powiedzą. Ale to kolejnego dnia.
Była wycieraczka z żabą, a zaraz obok buty. Zaśmiałam się. Schyliłeś się, by odsunąć buty. Ujrzałam napis; z żaby w księcia. Urocze.
- Moi znajomi mówią, że mam szlachetną krew.
- To wszystko tłumaczy. - powiedziałam spoglądając w górę w Twoje oczy, by w kolejnej sekundzie czmychnąć wzrokiem na podłogę.

Graliśmy dzisiaj Humoreskę Dvoraka. Utwór na którym się wychowałam teraz jest w Twoich rękach. Rozpracowujesz go ukazując mi nowe oblicze dźwięków, które na pozór tak dobrze już znam. Odkrywam przy Tobie, co tak naprawdę robię z kciukiem lewej dłoni, gdy trzymam skrzypce ramieniem i przebiegam palcami po strunach. Rzeczy, o których nie myślę, gdy gram. Robię je automatycznie, tak samo jak oddycham czy chodzę. Pokazujesz mi na nowo, krok po kroku "jak to wszystko działa". Czuję dziewiczą świeżość odkrywania, tak jak dziecko, które widzi rzeczy ten pierwszy, wspaniały raz i jest szczerze zachwycone. Jestem zakochana w melodii i w obrazkach i w Tobie w tej chwili, gdy grasz, gdy szukasz i znajdujesz. Jestem zauroczona faktem, że mogę Cię uczyć. Słyszysz i przeżywasz. Przeżywamy oboje.
Przerywasz, biegniesz do stołu, podkradasz dwie kosteczki czekolady. Kawałek wymyka ci się z ust i upada na podłogę. Spoglądasz na mnie, oblizujesz górną wargę i wracasz do nut. Rozbawiona, udaję, że nie widzę.
Jest moment przemiany, gdy skrzypce zostawione na poduszkach stają się jedynie obserwatorem dalszej akcji w raju.
Idę do Ciebie, w szpilkach i w kreacji z jedwabiu, otoczona muzyką rozbijającą się po ścianach.
- Czuję się onieśmielona...
- Niepotrzebnie. Wyglądasz tak..., że zrobię dla Ciebie dosłownie wszystko... Powiedz tylko czego pragniesz.

Robię dwa powolne kroki w Twoją stronę.
- Tango.

...w czułym objęciu zatraca się pojęcie czasu.