środa, 27 marca 2019

Istota nas samych

Poczułam w sobie czym właściwie jesteśmy. Składamy się z bytu tymczasowego czyli EGO czyli Świadomości, która istnieje tylko od narodzin do śmierci. Nic dziwnego, że z tym bytem tymczasowym utożsamiamy się w pełni, tak jakby nie było nic innego poza tym. Byt tymczasowy, ego, świadomość jest określana również jako umysł i dlatego też uważamy, że to co w głowie jest najmądrzejszym doradcą. A tak nie jest. Byt tymczasowy nie ma wpływu na ważne momenty w naszym życiu. Niestety. Kontrolę mamy tylko do tych elementów, które nie mają większego znaczenia. W środku w nas znajduje się ISTOTA NAS SAMYCH. Istota ta to byt wieczny zwany również jako dusza, wyższa energia lub boska cząstka. Jej głos przejawia się w naszych uczuciach docierając do głowy. Odbieramy go jako intuicja, przeczucie, miłość, silna potrzeba. Zwykle połączone jest to ze słowami: chcę tak zrobić, ale kompletnie nie rozumiem dlaczego.

Zastanówmy się przez chwilę.
Mamy wrażenie, że mamy wpływ na nasze życie. Że to od naszych decyzji zależy nasza przyszłość czyli od nas zależy to co się stanie. To prawda i nieprawda. To jaką decyzję podejmiemy nie ma związku z tym co sobie zaplanujemy, bo za tym wszystkim na samym końcu czy też początku (u źródła) będzie głos wiecznej cząstki - duszy, która zna cel przybycia na Ziemię i go spełni niezależnie od naszych (ego) planów czy zamiarów.

Ot taki mamy ciekawy ten czas na Ziemi.

Walczysz sam ze sobą!
To najbardziej jasne określenie tego bycia tutaj. Tylko właściwie po co walczyć?


Zakładając, że nasze JA, nasze MY utożsamiamy z tym co myślimy, a nasze wnętrze to coś co kłóci się z głową, jak to mówią "rozum nigdy nie zrozumie serca". Więc...  po co walczyć z tym co mądrzejsze, z tym co ma misję z góry zaplanowaną? Skoro nie wiemy cóż to jest za misja to czy nie cudownie jest wypatrywać tejże niespodzianki?

"Wiemy jak się skończy ten byt tymczasowy, a zatem czy nie lepiej jest się poddać i realizować plan (misję) przy okazji dokładając swoje trzy grosze, niż walczyć i bronić swojego planu, który niespodzianką na pewno nie stanie się?"

Zastanówmy się nad tym chwilę.


Cel założony z góry jeszcze przed narodzinami.

Piękne to jak i przerażające.

Filozofowie od zarania dziejów próbują wyjaśnić czym jesteśmy i w jakim celu tu jesteśmy. Rozdzielają nas na duszę i ciało. Intuicję i umysł. Świadomość i podświadomość.
Jakkolwiek by tego nie nazwać w każdym z tych określeń chodzi o to samo. Mianowicie, chodzi o sens nas samych oraz oto co oznacza "nas"?

NAS znaczy, że czegoś jest więcej niż jedno, a więc w nas jest więcej niż jedno istnienie: jedno tymczasowe, które najłatwiej powiedzieć, że mieszka w głowie i rozwija się zgodnie z naszym biologicznym cyklem od narodzin poprzez edukację do śmierci, oraz drugie, które jak czuję, istnieje wiecznie, które jest tutaj w celu wypełnienia jakiegoś planu, a potem będzie gdzie indziej i tak w kółko.

Jesteśmy czymś więcej niż JA i Ty. 
Jesteśmy od zawsze mnogością w jednym ciele. Każdy z nas.
I możemy z tym walczyć pokazując kto jest panem lub nie robić tego. Możemy nie walczyć tylko odkrywać plan z którym tu przybyliśmy. Misję, którą mamy do zrealizowania tutaj. Misję, która na pewno będzie wyjątkowa i wielka. Misję, która będzie zaskakująca dla naszego JA. Misję dla nas, w rozumieniu "NAS" jako nas. Jest to możliwe w momencie, gdy przestaniemy utożsamiać się z naszym umysłem jako z jedynym co istnieje.

Odkrywajmy. Bądźmy badaczami życia.

środa, 20 marca 2019

Sens lekarza nowe drzwi

Sens chodzenia do lekarza. Odkryłam go dzisiaj. Nie chodzi oto żeby lekarz nas ozdrowił lub nie. Nie chodzi o jego kompetencje i szybką recepcję. W ogóle nie. Z chodzeniem do lekarza lub nawet już z samą chęcią zapisania się do specjalisty wiąże się otwarcie nowych drzwi w sobie. Otwarcie się na rozmowę z drugim człowiekiem, pozwolenie na otwarcie się przed drugim człowiekiem, akceptacja. Wszystkie specjalizacje lekarskie mają dopisane w przychodni słowo: Poradnia. I jakież to ogromnie słuszne słowo.

Przecież my właśnie po to chodzimy o lekarza, jeśli już się zdecydujemy.

Idziemy tam po to żeby opisać swoje emocje, uczucia i to, co się w nas wydarzyło i uzewnętrzniło się jakąś chorobą z którą nam źle i ciężko. 


Już samo mówienie o problemie nam pomaga. A jeśli druga osoba jest wrażliwa i otwarta na nas to już mamy połowę sukcesu, bo nasze słowa nie odbiją się "o ścianę" lecz uwolnią się w przestrzeń między nami.


Już samo wykonanie telefonu, aby zapisać się do specjalisty sprawia, że czujemy jakby zdjęcie jakiejś obejmy, otwarcie się na coś co nas blokowało. 


Sukces zapisania się i ustalenia terminu wizyty sprawia, że czujemy radość i zaciekawienie: dowiem się co mi jest - słyszymy w myślach. Lecz tak naprawdę, to nie to nas tak ogromnie cieszy.

Raduje nas, że ktoś będzie tylko dla nas na ten moment, że wysłucha i wyrazi swoją radę. Raduje nas, że wyraziliśmy akceptację na szukanie rozwiązania gdzieś poza murami naszego domu.
Raduje nas otwartość więc i pozwolenie na dotyk. Pozwolenie na to, aby ktoś inny w nas zajrzał, posłuchał, zastanowił się nad czymś co ma związek z nami.

Umawianie się do lekarza to moment otwarcia się na drugiego człowieka. To moment otwarcia jako taki. Uwolnienia blokady. Uwolnienia TAK zamiast NIE. Otwarcia nowych drzwi.
Niezależnie od wyniku wizyty. Pozwolenie sobie na szukanie nowych rozwiązań jest O.K.