Zawsze, kiedy spoglądam w tamto
miejsce zastanawiam się czy to wszystko już było, jest czy dopiero
się wydarzy. Zawsze, kiedy jestem w krainie w której władzę mam
tylko ja, jestem sobą.... wszechogarniająca mnie przestrzeń
własnych marzeń, własnych pragnień, nieskończenie wiele
możliwości i żadnych barier.
Tym razem świat jawił się w ciemnych
barwach. Małe miasto, zwykle spokojna dzielnica. Sklep mięsny na
rogu. Już teraz zamknięty i nieużytkowany lokal. Ja i Tomek
idziemy powoli dyskretnie wchodząc do środka... jest bardzo
ciemno... nagle jakieś odgłosy zaczynają dobiegać z zewnątrz. Nim
zdążyliśmy wyjrzeć TO zobaczyło nas. Duże, ogromne, wyciąga
swoje łapy w naszą stronę. Robimy krok w tył, a TO próbuje
ponownie zbliżyć się do nas...z dyszącym, sapiącym pyskiem
zagląda w głąb pomieszczenia. Jest zbyt duże, aby dostać się do
środka. Zamykamy oczy. Po chwili wszystko milknie. Nastaje cisza i
znów jest spokojnie. Stworzenie uciekło. Jesteśmy tylko my i
wnętrza, które chcemy poznać. Chcieliśmy poznać, bo po tej
przygodzie lepiej wracać do domu. Przeczuwamy negatywne przyszłe
chwile. Wychodzimy stamtąd i skręcamy w prawo. Idziemy wzdłuż
węży wieżowców, jeden przyklejony do drugiego, każdy ma po 10
pięter + parter i strych. Dachy są połączone ze sobą na
odległość kilkuset metrów.
Idziemy, a noc otula nas mrokiem. Nie
jest zimno, ani nie jest też ciepło. Otula nas własne ciepło, a
delikatny wietrzyk muska nasze twarze. Po przejściu 100 metrów
widzimy jak wszystkie szyby w oknach zaczynają trzeszczeć. Wiatr się
wzmaga, a wokół nie ma żywej duszy. Widać w oddali kontury
dawnego placu zabaw, gdzie znajdowała się niegdyś duża zielona
karuzela, czerwone drabinki "potrójne" wyginane w górę i
w dół niczym gąsienica w trakcie wędrówki. Były tam też
drabinki kwadratowe oraz mała podwójna huśtawka. A teraz nie ma
tam nic, tylko żwirowa wyłożenie placu, trochę zieleni pod
blokami, a naprzeciwko budynek szkoły, który też wygląda jakby w
nim umarło życie.
Lęk przepełnia nasze serca.
Spoglądamy na siebie, ale nie pozwalamy na ujawnienie wewnętrznego
strachu partnerowi. Każdy nasz krok odbija się o mury wieżowców.
Słychać nasze ruchy. Mamy wrażenie jakby nawet oddech był
zauważalny. Mamy uczucie jakby każdy nasz ruch zbliżał nas do
czegoś strasznego. Jakbyśmy mieli wpływ na wszystko co się za
chwilę wydarzy. Jakby to od nas zależało całe przyszłe życie
tej okolicy. Nagle, w ciągu ułamka sekundy, wszystko strzela.
Trzask zamienia się w rozpaczliwy łomot. Spoglądamy na miliony
okien, a one niczym uwolnione z objęć ram, tryskają w naszą
stronę. Wszystkie okna naraz, wszystkie szyby, pękają w naszym
kierunku wyrzucając drobniutkie kawałeczki szkła. Chylimy
odruchowo głowy trzymając się za kark. Kucamy. Po ok 30 sekundach,
gdy wszystko milknie, podnosimy oczy w górę i widzimy straszny
widok. Tumany kurzu unoszą się nad budynkami. Okna są przeraźliwie
czarne i puste, nie żywe i nie umarłe.
Nagle nad naszymi głowami przelatuje
jakiś śmigłowiec niczym jastrząb szukający zwierzyny.
- Przecież mamy rok 2009, co się dzieje? Co to za nalot? Ataki?
- Nie wiem, ale chyba wróciłbym do domu.
Biegniemy w kierunku domu Tomka. Po
drodze spotykamy spłoszone zwierzęta z lasu. Widzimy galopującą
sarenkę i małego liska szukającego kryjówki. Jest także mały
dzik i coś w rodzaju łosia lub jelenia – z daleka w ciemnościach
nie widać dokładnie.
Nagle potykamy się i widzę, że Tomek
uderza głową o jakieś przełamane na wpół drzewo. Podnoszę go
do góry. Ledwo widzi na oczy, ale idziemy dalej. Po chwili wszystko
staje się jasne: chyba dawno nas tutaj nie było. Dom Tomka wygląda
zupełnie inaczej niż miejsce jakie widzieliśmy tu ostatnio. Nie ma
Tomka mamy, a zamiast mieszkania jest jakiś lokal w stylu karczmy
dwupoziomowej. Na parterze jest lokal użytkowy, coś w rodzaju
jadalni i plac do tańca, a u góry są pokoje do wynajęcia.
Idziemy do góry. Okazuje się, że
wszyscy nas tutaj znają. Tomek udaje się do swojego "wcześniej
już zarezerwowanego pokoju" – czego sobie oczywiście nie
przypomina. Wszystko wydaje się raczej dziwne.
Wchodzę do pokoju, który wskazał mi
recepcjonista: "Pokój nr 10". Mały przedpokój prowadzący
do pokoju w którym stoi łóżka i szafa. Mały telewizorek w prawym
rogu migocze, a na krześle siedzi mężczyzna. Ciemne włosy, dobrze
zbudowany, z dłonią opartą na kieliszku czegoś mocniejszego.
Powolnym ruchem obraca się w moją stronę i wita mnie uśmiechem.
Nie odzywa się ani słowem i obraca się ponownie w kierunku
telewizora.
Wchodzę niepewnie rzucając bluzę na
łóżko i rozglądając się wkoło. Widzę duży obraz nad
telewizorem. Podchodzę bliżej. Jest to piękny krajobraz. Widać
dużą polanę, w oddali góry, błękitne niebo, zaś na pierwszym
planie jest piękny wiejski domek i weranda. Na schodkach siedzą
dwie postacie.
W tej samej chwili, nachylając się w
kierunku obrazu, czuję mocny uścisk ręki na swoim ramieniu.
Obracam się. Michał prosi, abym usiadła. Informuje, że ogląda
bardzo interesujący film i mu zasłaniam.
- Jak możesz tak mówić? Przyszłam do domu, o ile można to tak nazwać, nie witasz mnie normalnie tylko każesz nie zasłaniać tego durnego filmu?
- Proszę, a nie rozkazuję, a to jest różnica.
- Czy ty wiesz, że na zewnątrz dzieją się bardzo dziwne rzeczy?
- Tak? Niemożliwe. Jak na razie dziwnie zachowujesz się ty. Poza tym wszystko jest normalne.
- Obrażasz mnie.
Obracam się, zabieram bluzę z ramy
łóżka i wychodzą trzaskając drzwiami. Słyszę głos dobiegający
zza drzwi:
- Tak będzie lepiej.
Wiem, że czeka nas rozmowa. Stan
Michała doprowadza mnie do szału.
Czuję się nieco zagubiona, ale jakaś
wewnętrzna ciekawość, nieposkromiony głód, nakazuje mi zbadać
całą tą sprawę. Idę na dół, do części gastronomicznej. Po
drodze zauważam mężczyznę z dzieckiem na rękach, który omija
mnie szerokim łukiem. Po zejściu po schodkach spoglądam w lewą
stronę. Widzę kilka kobiet stojących jedna za drugą w oczekiwaniu
na coś. Wychylam się niec bardziej i ukazuje się tabliczka: WC
każde wejście 2 zł.
Uśmiecham się. Teraz wszystko jest
jasne. Bynajmniej to, bo cala reszta wydaje się być nieciekawa i
niewyjaśniona.
Nagle słychać straszliwy wrzask
dobiegający z podwórza. Spoglądam w kierunku okna. Przesuwam
zasłonkę. Widzę trzy postacie patrzące w górę. Cały plac
rozbłyska coraz bardziej jakby słońce uraczyło nas swoim światłem
"o 2 w nocy"!!! Interesujące...
Wiatr się wzmaga. Widzę, że postacie
uchylają się do tyłu. Próbują nie poddać się sile
skumulowanego powietrza. Wszystko wydaje się jakby trwało
wieczność, ale całe wydarzenie trwa zaledwie kilka sekund. Ogromna
ognista kula spada na ziemię. Jest wielkości ogromnej, okrągłej
piaskownicy (około 5 m średnicy). Uderzając o mokrą trawę rozbija
się na malutkie ogniki skaczące radośnie po powierzchni. Widać
ogniska, pełno malutkich ognisk rozmieszczonych po zieleni. Wszystko
płonie. Ludzie z przerażeniem w oczach wstają. Prostują się
idealnie, jakby byli właśnie na jakimś poważnym spotkaniu.
Następnie idą dumnym, pewnym siebie krokiem w kierunku światła.
Przechodzą przez płonący trawnik. Patrzę na nich z przerażeniem.
Uderzam w szybę, która jakimś cudem jest cała i krzyczę:
- Uważajcie, przecież to jest ogień, poparzycie się, uważajcie! Zawróćcie!Dlaczego nikt mnie nie słyszy? - pytam sama siebie.
Czuję delikatny dotyk dłoni na swoim
ramieniu. Przypuszczam, że to Tomek i mówię:
- Wiedziałeś o tym? Co tu się dzieje?
- Nie wiedziałam, ale fajna imprezka! - słyszę skrzeczący, dziewczęcy głosik.
Obracam się, widzę ją, Natalia.
Wszystko jasne. Mała dziewczynka lat 18 biegająca od stołu do
stołu. Radosna, szczęśliwa
czarnulka. Urocze stworzenie :)
Najgorsze są chwile, gdy napawa Cię
wszechogarniająca świadomość, że nic nie wiesz i nie potrafisz
tego wszystkiego wytłumaczyć racjonalnie.
- Idę na dwór, mam tego dość.
- Idę z Tobą. Powinniśmy porozmawiać.
- O! Fajnie, że umilisz mi ten spacer, o ile w tych okolicznościach spacer może być miły.
- Czyli już wiesz?
- Ale co wiem? Nic nie wiem i nic z tego wszystkiego nie rozumiem. Kim ja jestem i gdzie ja jestem, zbawicielką świata czy jak? Co tu się dzieje? Jesteś w stanie mi to racjonalnie wytłumaczyć?
- Nie, nie jestem do tego odpowiednią osobą. To twój świat i ty to musisz sobie sama wyjaśnić. Ja tutaj jestem dopóki ty tutaj jesteś.
- Teraz to już żeś w ogóle zakręcił. Możesz jaśniej?
- Jest ktoś, kto chce ci w tym wszystkim pomóc. Jest to jakaś tajemna moc, która ci sprzyja dopóki tego chcesz i do jednego celu dążysz bezustannie. Ja ci tylko przeszkadzam, bo wtedy zaczynasz myśleć sercem, a nie rozumem.
- Do czego zmierzasz?
- Zostałem poinformowany o wszystkim co tutaj miało miejsce i co się wydarzy. Wiem co powinienem zrobić i kiedy mam się pojawić ponownie.
- A więc nie znikniesz na zawsze? - patrzą na niego, a łzy same płynę po mojej twarzy.
- Musimy się oficjalnie rozstać. Nie możesz się już więcej spotykać jako para. Możemy ze sobą rozmawiać, ale nie możesz czuć, że jestem z Tobą na zawsze. Musisz wyrzucić tą myśl ze swojego serca. Musisz zrobić to dla nas wszystkich.
- Dla kogo? Dlaczego? Co ty opowiadasz?
- Cokolwiek ode mnie usłyszałaś musi zostać między nami, ponieważ oni są teraz wszędzie. Na pewno widziałaś co się stało z szybami w oknach, gdy szłaś przed siebie? Oni cię widzą i próbują ci to pokazać, uświadomić. Chcą cię zdenerwować lub przestraszyć żebyś nie mogła im zaszkodzić. Ale tak naprawdę wszystko zależy od ciebie. Nakazali mi, abym od ciebie odszedł i tak też zrobię. To jest najlepsze rozwiązanie, inaczej wszystko przestanie istnieć.
- Dlaczego? - płaczę.
- Jeśli pokażesz im, że też potrafisz, myślę, że zmienią zdanie i uratują nas zostawiając nas w spokoju.
- Ale co ci dokładnie powiedzieli?
- Nic. Miałem tylko sen. A gdy się obudziłem wszystko było czarne, szare, bez wyrazu. Niebo przykryte płaszczem ciemnego pyłu. Była też myśl, że to wszystko co jest i było zniknie wraz z nami.
- Jaki sen miałeś?
- Śniło mi się, że jesteśmy razem. Świeci słońce, siedzimy na naszej werandzie przed naszym domem. Na huśtawce bawią się dzieci. Nagle nadciąga huragan, trąba powietrzna, sam nie wiem co to było. Ogromna zamieć sprząta wszystko co napotka na swojej drodze. Przychodzi do mnie jakiś człowiek wysokości ok 2,5 m. Olbrzym. Mówi, że dopóki istnieje miłość i jeden człowiek sprzyja drugiemu, ich świat jest zamglony, ale żyje im się dostatnio. Gdy człowiek traci pojęcie uczucia pozytywnego i jeden drugiemu życzy wrogo, wtedy cały świat przestaje mieć sens i należy taką ludzkość zgładzić i stworzyć nowe, lepsze życie: ludzi idealnych. Według niego nasza miłość zakłóciła wszelką ludzkość świata, więc jestem przekonany, że jak się rozejdziemy to dadzą nam spokój i wszystkim pozostałym także.
- Czuję, że tutaj chodzi o coś innego. Źle na to wszystko patrzysz. Wyłączyłeś serce, wyłączyłeś rozum, przemawia przez ciebie czarna siła świata. Żegnam cię. Spotkamy się jak wszystko rozwiążę.
Uciekam we własne myśli. Cała prawda
o ludzkości jaką znam wypływa ze szkoły, a także z głębi
mojego serca. Czuję jak człowiek, myślę jak człowiek, a zatem
jestem w stanie sobie odpowiedzieć na każde pytanie, na jakie
byłaby w stanie sobie odpowiedzieć istota ludzka. Dlaczego ten
świat się kończy? Czy ta ciągła walka, która przepełnia
ludzkość musi trwać wiecznie? Przecież tutaj, gdzie jestem, życie
jest spokojne, tak już było i tak będzie. Ludzie nigdzie się nie
spieszą, nie walczą o jedzenie, o wodę. Pójdę do hipermarketu
zobaczyć co tam się dzieje.
Na miejscu widzę ludzi,
uśmiechniętych, radosnych, świat dla nich nie istnieje. Cieszą
się i uśmiechają do siebie. Nie zdają sobie sprawy co się
dzieje? Dlaczego są w takich pogodnych nastrojach? A może to
jest sposób na ucieczkę od tego co ma się wydarzyć? A może chcą
"siać" miłość i wzajemny szacunek, aby świat przetrwał?
- w głowie głębią się setki pytań na które nie znam
odpowiedzi.
Nagle słyszę okropny huk dobiegający
z zewnątrz. Podchodzę do okna. Widzę człowieka zawieszonego na
linie przyczepionej do helikoptera. Obok niego, w odstępach kilku
sekundowych, spadają ciężkie kule, średnicy 2-3 m, niczym z
żelaza. Kule uderzając o ziemię tworzą głębokie kratery.
- Co wy robicie? - krzyczę biegnąc w kierunku maszyny. - Pójść tą linę! Oni nas wszystkich oszukali! Poświęcę się za ciebie! Uciekaj stąd! Odejdź szybko! Wiem, że możesz zeskoczyć, Michał!
Był na tyle nisko, aby móc mnie
usłyszeć. Spogląda w moim kierunku. Widać przerażenie na jego
twarzy, jednak nic nie mówi. Patrzy w góry i czeka na finał.
Nie wytrzymuję i krzyczę dalej:
- Co ty wyprawiasz? Przecież im właśnie oto chodzi, aby każdego zgładzić, nie tylko mnie! Zostawcie go!!!
Biegnę w jego kierunku z wyciągniętymi
rękami ku górze. Czuję światło skupione na mnie, jakaś diodę
kontrolująca mój każdy ruch. Serce podchodzi mi do gardła. Czuję,
że na mnie patrzą. Nie wiem kim są ani do czego zmierzają. Stoję
chwilę w bezruchu. Zamykam oczy na sekundę. Otwieram. Nic nie
widzę. Wszystko zniknęło. Nie ma latającej maszyny, nie ma
Michała. Jest ciemność i kratery po kulach. Nic z tego nie
rozumiem. Nagle widzę Natalię, podchodzi do mnie i mówi:
- Nie możesz okazywać złości do nich, to działa odwrotnie.
Chwyta mnie za rękę i prowadzi do
sklepu pokazując palcem na ludzi w kolejkach.
- Widzisz tych wszystkich ludzi? Oni są pozytywną układanką tej gry. Robią zakupy, pomagają sobie wzajemnie, są życzliwi. - patrzy na mnie i widzi moją niepewną minę. Po chwili dodaje: - Widzisz, pewnie nie wiesz, ale wszystkie negatywne sytuacje wydarzają się zawsze wtedy, kiedy człowiek ma w sobie złe emocje, życzy komuś źle, ma "niewłaściwe" myśli. Ty właśnie tak robisz, dlatego dzisiejszej nocy doświadczasz takich przygód ściągając na nas nieszczęścia. Przyłącz się do nas i zrozum cały sens tej układanki. Jest główna osoba do której musisz dotrzeć, aby wszyscy mogli żyć dalej w spokoju. Jeśli zaczniesz myśleć o niej, sprawi to, że go przyciągniesz. Jak zamkniesz oczy uświadomisz sobie jego wygląd i cechy charakteru, poczujesz bicie jego serca. Cokolwiek pomyślisz lub sobie wyobrazisz, zobaczy też ON. Przyciągniesz go do siebie i sprawisz, że zniknie. Nie mam gotowego schematu na finał waszego spotkania. To już należy do ciebie. Wiem, że sobie poradzisz.
- Dzięki, chyba już wiem.
Wyszłam przed budynek. Postanowiłam
jeszcze raz pójść do pokoju z obrazem. Szłam bardzo powoli, ale
mimo wszystko serce biło mi jak szalone. Szła i czułam dotyk
czyjejś dłoni wciąż na swojej. Były to delikatne muśnięcia
niczym skrzydełkami motyla. Czułam, że bicie serca, mojego serca,
w rzeczywistości jest tempem uderzeń serca Michała, że to jemu
się teraz coś dzieje, co sprawia, że właśnie tak czuje. Myśl,
że jest tutaj ze mną dodała mi sił. A może to nie było jego
serce tylko tego "kogoś" o kim mówiła Natalia?
Przyspieszyłam kroku i nie rozglądając
się wkoło wbiegłam do lokalu. Postanowiłam przeanalizować
wszystkie twarze. Ludzie przy stołach uśmiechnięci, jeden tylko
pan smutny siedział w kącie. Zrozumiałam, że on może być także
częścią tej układanki. Usiadłam obok niego.Gdy poczuł moją
obecność z przerażeniem odsunął się dalej. Znowu się
zbliżyłam, a on znowu odsunął się o parę centymetrów, niestety
ława się skończyła i wylądował na podłodze krzycząc:
- Niech mnie pani zostawi w spokoju.
- Dlaczego pan ucieka? Chciałabym chwile porozmawiać. Dlaczego pan jest smutny?
- Ha ha ha, bo ja jedyny widzę i wiem, że to wszystko to jedno wielkie nic. Ci wszyscy ludzie, mój szef. Nawet pani wygląda jak nieszczęście. Dajcie wy mi święty spokój.
- Niech pan przestanie. Przecież to wszystko dzieje się dlatego, że pan tak czuje. Negatywne emocje to jest to co sprawia, że innym żyje się gorzej, a i pan nie jest szczęśliwym człowiekiem. Proszę przestać!
- Jak mam przestać skoro nie jestem w stanie pogodzić się z własną żoną, syn wyjechał i poznał chłopaka, czyli sama pani wie co to oznacza, a ja jestem tutaj sam. Jedyną moją przyjaciółką jest wódka. Tylko ona sprawia, że się uśmiecham, niczego mi nie wypomina, ani nie nakazuje, rozumie mnie pani? W ogóle mnie pani nie rozumie. Nikt mnie nie rozumie.
- Rozumiem, jest pan ojcem Emila.
Popatrzył na mnie ze zdumieniem.
Spojrzał w górę, przesunął włos z czoła.
- A kim pani jest?
Zbliżył się nieco wstając z
podłogi. Uniósł świeczkę i powiedział z uśmiechem:
- Ooo co za spotkanie.
- Ale przecież pan nie żyje?
- A czy to ważne?
- Pana żona siedzi w trzeciej ławie, sama. Proszę z nią porozmawiać. Przecież pan potrafi sprawić, aby pana poczuła i zobaczyła.
Wstałam i zrobiłam parę kroków z
kierunku schodów. Zatrzymałam się tuż przed pierwszym stopniem i
spojrzałam za siebie. Widziałam jak człowiek, z którym przed
chwilą rozmawiałam, idzie w kierunku swojej żony. Ona go
zauważyła, bo zaczęła się czule uśmiechać.
- To dobry znak. - pomyślałam.
Poszłam na górę. Teraz świat
wydawał się najbardziej niewiarygodnym środowiskiem życia jakie
widziałam. Weszłam do pokoju. Był pusty. Na ścianie ten sam duży
obraz z krajobrazem. Podeszłam blisko i dotknęłam go dłonią.
Nagle zobaczyłam jakby mgłę, zakręciło mi się w głowie (dłoń
wciąż spoczywała na płótnie). Zobaczyłam siebie właśnie na tej
werandzie, którą dotykam na obrazie. Przytulał mnie mój
najdroższy, a niedaleko bawiły się małe dzieci. Cudownie.
Poczułam to całą sobą. To byłam ja, moja przyszłość za parę late. Wspaniale...
Jeśli każdy poczuje coś podobnego
będzie to sukcesem do szczęścia. Wystarczy tego doświadczyć,
uświadomić sobie sens życia.
Pobiegłam na ten sam plac na którym
zabrali Michała. Kręciłam się w kółko w miejscu patrząc w
niebo. Poczułam, że ziemia zaczyna pulsować, jakby coś próbowało
się wydostać na powierzchnię. Spojrzałam na zegarek, była 4:30,
niedługo będzie świtać. Ludzie wyszli na plac. Poczułam, że
jest "na mnie" skierowane jakieś światło. Rozłożyłam
ręce i przypomniałam sobie obraz. W mojej głowie były tylko dobre
myśli: szczęście, miłość, radość z obcowania z drugą osobą.
Krzyknęłam:
- Ludzie, już wiem co jest celem życia nas wszystkich: radość z obcowania z drugą osobą. Pamiętajcie, że naszą miłością i przyjacielem jest ten, który nigdy nie będzie zawistny, gdy będziemy odnosić sukcesy, ten, który pomoże nam w ciężkich dniach. Krzyknijmy razem: życie jest piękne! I tak się stanie! Krzyknijmy razem, wszyscy razem:
Światło nadal było "na mnie".
Zamknęłam na chwilę oczy, otworzyłam, już się nie bałam.
Spojrzałam przed siebie. Poczułam się niezwykle silna i pewna
siebie, mimo, że zobaczyłam coś strasznego: trzy ogromne samoloty
leciało prosto na mnie. Spadały prosto na mnie!!!! Czułam, że za
chwilę będzie mój koniec. Położyłam się na ziemi, zwinęłam
się w kólkę i powtarzałam cichutko wraz z moim wszechobecnym
chórem, który teraz krzyczał bardzo głośno: życie jest piękne,
miłość zwycięży wszystko.
Pomyślałam: jeśli moim spełnieniem
jest miłość, to proszę, aby każdy miał szansę przeżyć to i
powiedzieć, że życie jest piękne.
Maszyny się rozbiły. Jedna spadła
bardzo blisko mnie, poczułam muśnięcie na swojej skórze. Wstałam.
Pobiegłam do tej co była najdalej: pusta, do kolejnej: także
pusta, nie było pilota. Wokół było bardzo dużo dymu. Podeszłam
do tej, która spadła najbliżej mnie. Wiedziałam, że tam jest
ktoś kogo szukam. Zajrzałam do środka. Nic nie było widać, więc
przetarłam szybę rękawem. Zobaczyłam twarz "przyklejoną"
do szyby. Szarpnęłam za drzwi, choć nie było łatwo, po dłuższym
wysiłku udało się je otworzyć. Wyciągnęłam człowieka ze
środka. Samolot nie dymił już tak bardzo, więc uznałam, że nie
wybuchnie, zatem oddaliliśmy się tylko na parę metrów.
- Proszę otworzyć oczy i powiedzieć gdzie on jest. Wiem, że nie jesteśmy razem, bo tak jest lepiej dla wszystkich, ale chcę wiedzieć, że żyje i ma się dobrze. Jego serce jest we mnie, a moje w jego duszy. Proszę, muszę to wiedzieć.
Złapał mnie za rękę. Czułam, że w
tej chwili widzi wszystkie moje myśli.
- Widzę, że nie masz już złości w sobie. Jedynie do mnie zostało ci trochę agresji, ale to normalne. Najważniejsze, że chcesz kochać wszystkich dlatego jacy są, a Michała dlatego, że jego serce jest w tobie, a twoje zadomowiło się w jego ciele na stałe. Bądźcie zatem razem.
I ZNIKNĄŁ.
Nagle z ziemi zaczęła tryskać woda,
fontanny wody. Już zrozumiałam dlaczego ziemia pulsowała, o czym
mówiła Natalia, co chciał mi przekazać Michał, choć teraz
widzę, że nie powiedział mi wszystkiego.
KOCHAM WAS!!! Krzyknęłam i pobiegłam
na środek placu. Kusiło mnie, aby polecieć samolotem, dlatego
kilkakrotnie spoglądałam w jego kierunku, ale nie potrafiłam się
poruszyć. Czekałam na niego... chociaż niestety tego wieczoru się
nie pojawił.
____________________________________________________________________________
Powyższa historia wydarzyła się w moim śnie, było to w nocy z 7 na 8 stycznia 2010 r. W tym śnie bardzo wyraźny był dla mnie sam proces przeżywania, przebytych zmian wewnętrznych, przechodzenia bardzo trudnej drogi od złości i poleganiu na rozumie (świadomości), aż do zrozumienia, że "nie muszę wszystkiego w pełni rozumieć", bo w duszy jest ukryta mądrość wyższa niż moje myśli... co doprowadziło mnie do rozpływającego uczucia miłości i dobroduszności.
Sen spisany został w nietypowym warunkach, otóż przebudziłam się ok 3 w nocy i pamiętałam wszystko co śniłam, tak bardzo dokładnie. Poszłam do salonu, spisałam sen na laptopie, po czym położyłam się spać. Gdy rano obudziłam się, czułam się zmieszana. Zastanawiam się: "czy to również był sen czy to było na jawie". Poszłam zobaczyć. W laptopie był plik w notatniku. Szybko go wydrukowałam, a następnie przepuściłam kartki przez laminator, który oprawił mi je sztywną folią. Tak zabezpieczony dokument zostawiłam na stole. Po śniadaniu znów usiadłam do laptopa, ale plik zniknął. Kartki na szczęście były tam, gdzie je położyłam. Mijał czas, miesiące, lata, robiłam w życiu rożne rzeczy, ale czasem zaglądałam do tych zapisków. Za każdym razem po przeczytaniu odkrywałam coś nowego dla siebie, aż w końcu poczułam, że chciałabym się podzielić. Może komuś te słowa dadzą coś dobrego.
Dziękuję i pozdrawiam Aneta
OdpowiedzUsuńten sen jest pełen przekazu, znalazłem w nim wiele, dziękuję
OdpowiedzUsuń