czwartek, 28 maja 2015

Nigdy nie wiesz co przyniesie dzień

Siedziałam wygodnie na ławce. Odprężona, rozmarzona. Czekałam na tramwaj. Tramwaje jadące w przeciwną stronę stały w korku. Niespotykana sytuacja. Zaczęłam się zastanawiać "co się stało?". Nie sądziłam, że odpowiedź przyjdzie do mnie tak szybko, tak niespodziewanie i tak 'dosłownie'.

Zobaczyłam chłopaka w wieku ok 10 lat. Wysiadł z tramwaju. Blondyn, jasna cera, podłużna twarz. Ubrany w jasne dresowe spodnie i bluzę na zamek. Szczupły. Szedł w moim kierunku i krzyczał głośno. Nie ukrywam, że przykuł moją uwagę. Szedł zdecydowanym krokiem, ale wzrok miał jakby niewidzący. Miałam wrażenie, że patrzy na wszystko i na nic jednocześnie. Z ust ciekła mu ślina. Gdy zobaczył, że ma ze mną "kontakt," zatrzymał swoje spojrzenie i od tej chwili wygłaszał to wszystko do mnie. Czułam się jak w szkole. Ja byłam nauczycielką, a dziecko stojące przede mną recytowało jakiś tekst. Chłopak podszedł bliżej, stał już zaledwie pół metra ode mnie (on stał, a ja siedziałam z wyciągniętymi nogami). Zdecydowanie przekroczył moją "strefę komfortu". Krzyczał, że mi tak napie*****, że będę w śpiączce i trafię na oiom (oddział intensywnej terapii). Powtarzał to wielokrotnie, a ja nie czułam strachu.


Przypomniałam sobie w tamtej chwili mojego przyjaciela, który po ciężkim wypadku trafił na oiom. Przypomniałam sobie również, że już z nim lepiej i idzie do przodu. Że się podnosi.


Wracając jednak do chłopaka, który tak stał nade mną i krzyczał.... Zastanawiałam się co tak naprawdę myśli i czy ktoś go kocha, bo widzę, że jest strasznie zagubiony.

Wtedy pojawiła się w myślach starsza kobieta i ten chłopiec. Może babcia się nim opiekuje? - zadałam pytanie sama do siebie.
Pomyślałam słowo: miłość. Ciągle się na niego patrzyłam. Ani na moment nie zabrałam mu mojego spojrzenia, a on także nie uciekał wzrokiem. Patrzył na mnie i krzyczał dalej, a ja się tylko patrzyłam w jego oczy. Czułam się jak na przedstawieniu teatralnym. W końcu zrobił unik nachylając się do przodu i w tył (taki ruch od impulsu trwający nie dłużej niż ułamek sekundy), aby mnie nastraszyć (lub po prostu sprawdzić czy wzbudził we mnie lęk), ale ja w ogóle na to nie zareagowałam. Dalej się po prostu w niego wgapiałam.

Obserwowałam kątem oka jego ruchy, jego ręce i nogi, żeby w razie czego być o sekundę szybsza z reakcją zwrotną. To było dziwne, nie czułam od niego agresji, mimo tych nieprzyjemnych słów.


Po chwili przestał mówić. Odczekałam moment i spytałam: czy to Ty trafiłeś na oiom? A może coś widziałeś?

Zatkało go. Dałam mu parę sekund na zastanowienie. Dodałam z czułością i spokojem w głosie: Chyba nie czujesz się dobrze, prawda?

Wtedy złagodniał. Tak jakby zmienił program w sobie na inny. Spuścił głowę i powiedział, że bardzo mnie przeprasza.

Uśmiechnęłam się mówiąc: Nic się nie stało. Zdrowia Ci życzę!

Nadjechał tramwaj. Chłopiec do niego wsiadł krzycząc do wszystkich obecnych w nim ludzi: Był wypadek, straszliwy wypadek, tu na ulicy obok! Straszny wypadek, dlatego tramwaje stoją!


2h przed tym zdarzeniem byłam na zakupach. Kupowałam wędliny. Pani, która mnie obsługiwała rozmawiała z koleżanką nt dzieci. Powiedziała, że dzieci są piękne, cudowne, ale w dzisiejszych czasach bardzo chorowite. Te chore dzieci wymagają więcej miłości.

Zgodziłam się z nią: chore dzieci potrzebują więcej miłości żeby móc wyzdrowieć.

A później... spotkałam tego chłopca.


Nigdy nie wiesz co spotka Cię danego dnia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz